To kolejna próba władz rozprawienia się z białoruskimi protestantami, otwarcie krytykującymi reżim Aleksandra Łukaszenki – twierdzą wierni Nowego Życia.
Sądowy nakaz opuszczenia budynku mieszczącego się na obrzeżach białoruskiej stolicy, kościół Nowe Życie otrzymał w miniony wtorek. Na mocy dokumentu 5 grudnia pastor ma przekazać gmach swojej świątyni władzom miasta. W przypadku niepodporządkowania się decyzji o eksmisji służby komunalne Mińska mają wykonać ją siłą.
– Podczas narady podjęliśmy decyzję o niepodporządkowaniu się bezprawnemu nakazowi sądowemu – mówi „Rz" członek rady wspólnoty Nowego Życia, a zarazem jej prawnik Siarhiej Łukanin. Według niego nakaz jest skutkiem decyzji politycznej mającej na celu objęcie kontrolą wspólnot protestanckich przez władze. – Nie jest tajemnicą, że reżim niemal totalnie kontroluje Kościół prawosławny, nasi bracia katolicy też zachowują się ostrożnie, gdyż wielu kapłanów katolickich ma polskie obywatelstwo i może zostać wyrzuconych z Białorusi. Wobec tego spośród białoruskich chrześcijan to protestanci najostrzej krytykują reżim za stosowanie represji wobec obywateli oraz za łamanie praw człowieka – podkreśla Łukanin.
5 grudnia pastor ma oddać świątynię władzom lub będzie ona zabrana siłą
Formalną przyczyną eksmisji nie są jednak poglądy polityczne pastora czy jego wiernych. Konfrontacja Nowego Życia z władzami białoruskiej stolicy zaczęła się siedem lat temu. Wówczas władze Mińska cofnęły wspólnocie prawo własności do działki, na której stoi jej świątynia. Ta zaś mieści się w wyremontowanej przez wiernych i dostosowanej do odprawiania kultu religijnego byłej oborze kołchozowej. Wśród dziesiątków inicjowanych przez władze pozwów wobec protestanckiej wspólnoty zdarzały się także kuriozalne. Nowemu Życiu zarzucano na przykład, iż zanieczyszcza teren wokół świątyni substancjami, pochodzącymi z... przetwórstwa ropy naftowej. Kara grzywny zasądzona za rzekome zanieczyszczanie środowiska wyniosła równowartość 300 tys. złotych.