Od początku tego roku Niemcy muszą płacić 17,98 euro miesięcznie za abonament RTV bez względu na to, czy korzystają z radia i telewizji, czy też nie. Dawniej były zniżki dla tych, którzy posiadali jedynie radio. Nie musieli także płacić wszyscy, którzy korzystali jedynie z Internetu. Teraz na zniżki liczyć mogą jedynie głuchoniemi, ale i ci płacić muszą 5,99 euro miesięcznie.
Konstytucja naruszona?
Obywatele ślą listy protestacyjne do polityków, wielkie firmy jak Rossmann szukają sprawiedliwości w sądach, płyną skargi do Trybunału Konstytucyjnego, a Kolonia jako pierwsze z niemieckich miast ogłosiła publicznie, że nie zamierza respektować przepisów nowej ustawy. Ruch obywatelskiego nieposłuszeństwa nie pasuje do niemieckiego charakteru, ale tym razem opór przeciwko nowym przepisom wydaje się nabierać tempa.
– Mamy już tysiąc deklaracji o zbojkotowaniu przez obywateli nowej ustawy – przekonuje „Rz" Sacha Giller, adwokat Medienopfer (Ofiara mediów), jednego ze stowarzyszeń przeciwników nowych regulacji. Podobnych stowarzyszeń jest w całym kraju bez liku. Udowadniają podobnie jak znani konstytucjonaliści, że obowiązek płacenia abonamentu jest sprzeczny z co najmniej dwoma artykułami konstytucji, gdyż narusza konstytucyjną zasadę wolnego wyboru źródeł informacji, czyli prawa do wolnego rozwoju własnej osobowości (art. 2).
10 mln dla celebryty
– Kolonia oraz inne miasta wytaczają inne argumenty, udowadniając, że nie stać ich na regulowanie zobowiązań za dostęp do radia, telewizji w urzędach i licznych służbach miejskich według nowych stawek. „Oznaczają wzrost wydatków, w niektórych przypadkach nawet trzynastokrotny" – pisze „Kölner Stadt-Anzeiger".
Wprawdzie Kolonia nie obliczyła jeszcze, ile musiałaby więcej płacić, ale uczynił to Duisburg, który zamiast 50 tys. rocznie, musi płacić dwa razy więcej, czy Bielefeld, którego rachunek wzrośnie trzykrotnie. W innej sytuacji jest firma Rossmann. Jej rachunek będzie piąć razy większy, a jedna ze spółek Deutsche Bahn płacić musi 426 tys. euro zamiast dotychczasowych 26 tys. – To rozbój w biały dzień – mówią szefowie wielu firm i udają się do sądów.