Sprawa jest tajemnicza. Informacje o atakach pochodzą albo ze źródeł anonimowych, albo oficjalnych, ale z państw czy od organizacji wrogich Izraelowi. Władze izraelskie wstrzymywały się od komentarzy.
Najwięcej reakcji wywołał nalot na „centrum badań naukowych" w pobliżu Damaszku, do którego miało dojść w środę (spowodował poważne zniszczenia i śmierć dwóch osób). Skrytykowała go wspierająca Baszara Asada Rosja – stanowczo („nic nie usprawiedliwia niesprowokowanego ataku na suwerennym terytorium"), ale z zastrzeżeniem („jeżeli informacja się potwierdzi"). A Iran, wierny sojusznik władz w Damaszku, zagroził Izraelowi „poważnymi konsekwencjami". Irański wiceszef dyplomacji Hosejn Amir-Abdollohian zasugerował, że przed tymi konsekwencjami nie uchroni Izraela system anytrakietowy.
Współpracujący z Damaszkiem i z Teheranem radykalny Hezbollah z Libanu nazwał atak „barbarzyńskim", przy okazji oskarżając Izrael o to, że zastosował swoją doktrynę polegającą na tym, by nie dopuścić do rozwoju technologicznego i militarnego krajów islamskich.
Do drugiego izraelskiego ataku lotniczego miało dojść również w środę na pograniczu syryjsko-libańskim, a jego celem miał być konwój z bronią (w tym rosyjskimi rakietami Buk M1-2) właśnie dla Hezbollahu. Jest on jeszcze bardziej tajemniczy niż ten pod Damaszkiem, nie potwierdziły go miejscowe źródła.
Izrael boi się, że broń chemiczna wpadnie w ręce jego zaciekłych wrogów