Kilka tygodni temu Radu i Ilena wsiedli wraz z czwórką swych dzieci do minibusu w swym mieście Iasi w Rumunii. Po dwu dniach wysiedli w Duisburgu. Bez środków do życia. Przy pomocy znajomych znaleźli jakieś lokum i kasują już 773 euro miesięcznie z kasy miejskiej. To zasiłek na dzieci. Dorosłym nie przysługuje, ale ci wcale nie narzekają. Gdyby Radu nadal pracował w Rumunii jako dźwigowy, miałby co najwyżej 110 euro. – Nie stać nas na taką hojność – głoszą władze niemieckich miast i ślą petycje do rządu w Berlinie, aby zastopował napływ biedoty z Bułgarii i Rumunii do Niemiec. Duisburg oblicza koszty utrzymania niechcianych imigrantów na 18 mln euro rocznie, a Mannheim na prawie dwa razy tyle.

Więcej w jutrzejszym wydaniu "Rzeczpospolitej"

Niemcy boją się Cyganów. "Nie stać nas"