Załamanie francuskiej gospodarki przyniosło niespodziewany efekt: rewolucję płciową w polityce. Skompromitowani są mężczyźni tak z prawa, jak i z lewa, bo żaden nie potrafił powstrzymać eksplozji bezrobocia i przezwyciężyć recesji.
Dlatego w walce o merostwo Paryża w marcu 2014 r., najważniejszej batalii wyborczej nadchodzących lat, wezmą udział same kobiety.
I to aż sześć, z których cztery odstają od dotychczasowego wzorca francuskiego polityka jeszcze w jednym: mają silne korzenie poza krajem.
Choć Francja lubi lansować się jako „ojczyzna Deklaracji Praw Człowieka", dla kobiet bardzo długo niewiele z tego wynikało.
Prawa wyborcze Francuzki uzyskały dopiero w 1944 r., 26 lat po Polkach. Jeśli pominąć ulubienicę Francois Mitterranda Edith Cresson, która w powszechnej opinii fatalnie kierowała rządem na przełomie 1991 i 1992 r., żadna kobieta nie była we Francji ani premierem, ani prezydentem.