Marianna wychodzi z cienia

Dziś merostwo Paryża, jutro Pałac Elizejski: Francuzki mierzą wysoko

Aktualizacja: 07.04.2013 20:43 Publikacja: 07.04.2013 11:00

Załamanie francuskiej gospodarki przyniosło niespodziewany efekt: rewolucję płciową w polityce. Skompromitowani są mężczyźni tak z prawa, jak i z lewa, bo żaden nie potrafił powstrzymać eksplozji bezrobocia i przezwyciężyć recesji.

Dlatego w walce o merostwo Paryża w marcu 2014 r., najważniejszej batalii wyborczej nadchodzących lat, wezmą udział same kobiety.

I to aż sześć, z których cztery odstają od dotychczasowego wzorca francuskiego polityka jeszcze w jednym: mają silne korzenie poza krajem.

Choć Francja lubi lansować się jako „ojczyzna Deklaracji Praw Człowieka", dla kobiet bardzo długo niewiele z tego wynikało.

Prawa wyborcze Francuzki uzyskały dopiero w 1944 r., 26 lat po Polkach. Jeśli pominąć ulubienicę Francois Mitterranda Edith Cresson, która w powszechnej opinii fatalnie kierowała rządem na przełomie 1991 i 1992 r., żadna kobieta nie była we Francji ani premierem, ani prezydentem.

Nie doszłoby do „wojny dam" o Paryż, gdyby nie załamanie gospodarki

A dziś tylko dwie panie grają w pierwszej lidze francuskiej polityki: charyzmatyczna Marine Le Pen i fachowa Christine Lagarde. Jednak liderka Frontu Narodowego, choć ma poparcie około jednej piątej wyborców, nigdy nie wywalczyła i zapewne nie wywalczy funkcji rządowej.

A szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego najpewniej zakończyłaby swoją karierę na ministerstwie finansów, gdyby poprzedni dyrektor generalny, Dominique Strauss-Kahn, nie został zatrzymany 11 maja 2011 r. pod zarzutem gwałtu na pokojówce w jednym z hoteli Nowego Jorku.

Emancypację kobiet Francja próbowała narzucić odgórnie, poprzez prawo. W 2000 r. Zgromadzenie Narodowe przyjęło ustawę, zgodnie z którą pod groźbą kar finansowych partie polityczne są zobligowane do zarezerwowania połowy miejsc na listach wyborczych dla przedstawicielek płci pięknej.

Ale wiele z nich woli płacić kary, niż ograniczyć rolę mężczyzn. Dlatego kobiety stanowią wciąż tylko 26 proc. francuskich deputowanych.

Rewolucję przyniósł dopiero kryzys.

– Nie doszłoby do „wojny dam" w walce o paryskie merostwo, gdyby nie bardzo trudna kondycja gospodarcza kraju. Dotychczasowe elity nie sprawdziły się i partie polityczne, aby utrzymać poparcie wyborców, stawiają na nowe otwarcie: żeńskie – tłumaczy „Rz" Dominique Reynie z paryskiej Fondation Pour L'Innovation Politique.

Pierwsi na kobiety postawili socjaliści. Rok po wyborach prezydenckich i parlamentarnych zaledwie jedna trzecia Francuzów wciąż ufa lewicowemu rządowi premiera Jean-Marca Ayrault.

Aby uniknąć totalnego pogromu w walce o Paryż, który łatwo może się okazać początkiem tryumfalnego powrotu prawicy do władzy, nie tylko dotychczasowy socjalistyczny mer stolicy Bertrand Delanoe, ale osobiście Francois Hollande postanowili wystawić w tej rozgrywce kandydaturę mało znanej zastępczyni burmistrza, Anne Hidalgo.

Konserwatywna Unia na rzecz Ruchu Ludowego (UMP) podniosła rękawicę, choć niechętnie. W ugrupowaniu Nicolasa Sarkozy'ego wciąż trwa walka o przywództwo między byłym premierem Francois Fillonem i szefem aparatu partyjnego Jean-Francois Cope.

A i były prezydent coraz częściej daje sygnały chęci powrotu do wielkiej polityki. Tam, gdzie dwóch się bije, trzeci korzysta: aż 57 proc. Francuzów, którzy chcą wziąć udział w prawyborach na kandydata UMP w Paryżu, postawiło więc na błyskotliwą Nathalie Kosciusko-Morizet, której zapadnięte policzki i zadarty nos wyraźnie wskazują na podobieństwo do dalekiego przodka: Tadeusza Kościuszki.

– Dla Cope i Fillona to jest wyzwanie, bo merostwo Paryża może okazać się trampoliną do zdobycia przez Kosciusko-Morizet Pałacu Elizejskiego w 2017 r. Tę drogę przetarł już Jacques Chirac – przypomina Reynie.

Co prawda we Francji zdarza się, choć rzadko, że wielkimi miastami kierują kobiety. Jednym z nich jest przemysłowe Lille, gdzie władzę sprawuje Martine Aubry.

Ale Paryż to zupełnie inna kategoria. Największa, obok Londynu, metropolia Unii Europejskiej, ma 12 mln mieszkańców. To tu powstaje jedna trzecia bogactwa Francji, co oznacza dochód narodowy większy niż całej Polski. Ten, kto wykaże, że potrafi sprawnie zarządzać tak wielkim organizmem, ma więc bardzo solidne argumenty, aby przekonać Francuzów do powierzenia mu losów całego kraju.

Wybory są co prawda dopiero za rok, ale na razie wszystko wskazuje na to, że tym kimś będzie albo Hidalgo (34 proc. poparcia w pierwszej turze i 51 proc. w drugiej), albo Kosciusko-Morizet (odpowiednio 33 i 49 proc.).

Pierwsza zbiera punkty, które tak naprawdę nabił Delanoe, za wiele niekonwencjonalnych akcji na rzecz poprawy jakości życia w stolicy, jak system wypożyczania na godziny elektrycznych samochodów (autolib) czy projekt spektakularnej rozbudowy sieci metra na dalekie przedmieścia (Grand Paris). Drugą Francuzi zapamiętali jako energiczną menedżerkę z okresu, gdy była ministrem ochrony środowiska, a potem szefową kampanii Sarkozy'ego.

Ale nawet gdyby i Hidalgo, i Kosciusko-Morizet powinęła się noga, następnym merem Paryża i tak nie będzie mężczyzna. W drugiej lidze walki o stolicę także nie ma bowiem kandydatów, a tylko kandydatki. W prawyborach UMP spore poparcie ma bowiem była minister sprawiedliwości w ekipie Sarkozy'ego Rachida Dati.

Z kolei nowa partia centrowa UDI  stawia na inną „sarkozette" Ramę Yade, rzeczniczkę praw człowieka w początkowym okresie rządów poprzedniego prezydenta.

Zieloni uważają, że w ich imieniu o Paryż powinna zawalczyć minister budownictwa Cecile Duflot, a liberalny Modem postawił na wiceprzewodniczącą partii, Marielle de Sarnez.

Rewolucja we francuskiej polityce poszła nawet dalej. Spośród sześciu kandydatek na mera stolicy aż cztery ma bowiem rodzinne korzenie poza Francją. Kosciusko-Morizet przyznaje się do związków z Polską, rodzice Dati przyjechali nad Sekwanę z Afryki Północnej, Yade sama urodziła się w Senegalu, jest muzułmanką i wyszła za historyka pochodzenia żydowskiego. Zaś Anne Hidalgo urodziła się w Hiszpanii, a jej rodzice są emigrantami w pierwszym pokoleniu.

Czy podbój Paryża na trwałe otworzy świat wielkiej francuskiej polityki dla kobiet, nie jest jednak przesądzone. Wiele zależy od tego, czy pani mer da sobie radę z problemami metropolii. A są one na miarę jej wielkości: astronomiczne ceny mieszkań, rosnąca przestępczość, marginalizacja północno-wschodnich przedmieść zdominowanych przez imigrantów, brud, brak zieleni i permanentne korki. Pocztówkowa wizja „miasta świateł" nie oddaje całej prawdy.

Załamanie francuskiej gospodarki przyniosło niespodziewany efekt: rewolucję płciową w polityce. Skompromitowani są mężczyźni tak z prawa, jak i z lewa, bo żaden nie potrafił powstrzymać eksplozji bezrobocia i przezwyciężyć recesji.

Dlatego w walce o merostwo Paryża w marcu 2014 r., najważniejszej batalii wyborczej nadchodzących lat, wezmą udział same kobiety.

Pozostało 94% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021