Pozornie sytuacja wygląda, jak powtórka z Mali, ale licząca 200 mln mieszkańców Nigeria to najludniejszy kraj Afryki, zamieszkany w połowie przez chrześcijan i muzułmanów. A rozkaz do wojny z talibami wydał chrześcijanin.
„Mamy do czynienia ze zbrojną rebelią" - oznajmił w orędziu do narodu prezydent Goodluck Jonathan. Od dawna próbował się dogadać z powiązanymi z Al-Kaidą dżihadystami. Zdecydował się iść z nimi na wojnę dopiero, gdy przejęli kontrolę nad stanem Borno, nazywanym przez mieszkańców „Domem Pokoju". To jeden z najbiedniejszych stanów w kraju, który położony jest na południe od Sahary, tuż przy granicy Czadu, Nigru i Kamerunu.
Stan wyjątkowy wprowadzono w Borno i sąsiadujących z nim stanach Yobe i Adamawa. W ciągu ostatnich trzech lat w zamachach Boko Haram zginęły tam ponad dwa tysiące ludzi. Teraz w te rejony jadą kolumny nigeryjskiego wojska. Dodatkowo Nigeryjczyków mają wesprzeć oddziały Nigru i Czadu rozlokowane ma granicach, na wypadek, gdyby rebelianci próbowali uciekać na terytoria sąsiednich państw.
Już wczoraj wojsko przeprowadziło szturm w przygranicznym rezerwacie Sambisa, w którym Boko Haram stworzyła m.in. bazy szkoleniowe. Rzecznik armii Brig gen. Chris Olukolade podał, że „wysłano tam wiele tysięcy żołnierzy". W styczniu ten sam rezerwat był bombardowany ze śmigłowców. – Cała nigeryjska armia zaangażowana jest teraz w tę operację, włącznie z siłami powietrznymi – oświadczył Olukolade nie wykluczając, że rezerwat znów zostanie zbombardowany.
Z najnowszych doniesień wynika, że także w wysuniętym bardziej na zachód stanie Katsina doszło w ciągu ostatnich godzin do walk. BBC informuje, że w mieście Daura tuż przy granicy z Nigrem rebelianci zniszczyli stacje benzynowe, policyjne komisariaty i więzienia, a na ulicach świadkowie widzieli ciała żołnierzy służb bezpieczeństwa i dżihadystów.