Przyznał to Shinji Kinjo, szef zespołu szybkiego reagowania działającego w ramach japońskiego Urzędu Regulacji Atomistyki (NRA). Według specjalistów badających sytuację w elektrowni uszkodzonej podczas trzęsienia ziemi 9 marca 2011 r. poziom wód podziemnych silnie skażonych substancjami promieniotwórczymi wciąż się podnosi.
Niedługo zapewne przewyższy poziom podziemnych zapór zatrzymujących wypływ. Zresztą zapory tworzone przez wstrzykiwanie w grunt chemicznych substancji wiążących nie są w pełni szczelne i już przeciekają. W ten sposób skażone wody powoli dostają się do wód Pacyfiku.
Dotychczas władze zachowywały pozory wzorowej współpracy z firmą Tepco, operatorem uszkodzonej w katastrofie elektrowni. Jednak Kinjo tym razem ostro skrytykował szefów firmy, zarzucając im, że ograniczają się do prowizorycznych rozwiązań i zachowują się tak, jakby nie zdawali sobie sprawy z powagi zagrożenia. – Właśnie dlatego nie możemy całej tej sprawy pozostawić w gestii Tepco – podsumował ekspert NRA.
Nie są to pierwsze zarzuty pod adresem operatora Fukushimy. Już wcześniej firmę oskarżano o lekceważenie zagrożeń i słabe przygotowanie na wypadek katastrofy. Zaś po tsunami szefom firmy zarzucono ukrywanie prawdziwych rozmiarów uszkodzeń i skali zagrożenia. Zamiast konkretnej informacji woleli oni zapewniać, że nic naprawdę poważnego się nie wydarzyło.
Zgodnie z japońskimi zwyczajami Tepco rozesłało do mieszkających w okolicy elektrowni ludzi listy z przeprosinami „za wszelkie powstałe niedogodności”. Tyle że wyrażanie żalu i ukłony prezesów nie zmienią faktu, iż inspektorzy NRA znajdują w wodach oceanu na wschód od wyspy Honsiu coraz więcej śladów radioaktywnych substancji z Fukushimy.