Ogień strawił obszar ok. 960 km kw, z tego tylko 260 km kw. w samym parku – na szczęście nie były to tereny o szczególnej wartości. Mimo iż w Kalifornii pożary lasów stały się w ostatnich latach powszechną plagą, to aż tak duże zniszczenia należą do rzadkości. Tym razem ogień zagrażał zarówno najcenniejszej części parku narodowego Yosemite jak i słynnym kalifornijskim sekwojom, dlatego do walki z żywiołem rzucono szczególnie duże siły. W akcji nadal bierze udział 4300 strażaków i wielu miejscowych ochotników. Mimo ich wysiłków ogień strawił ponad 110 budynków i zmusił do ucieczki kilkaset osób.

Ciągle niejasne są przyczyny wielkiego pożaru. Jak wyjaśniła rzeczniczka straży pożarnej Anne Grandy podejrzenia padły na nielegalną uprawę marihuany, na której najpierw stwierdzono ogień już 20 sierpnia. Do wersji tej skłaniają się tez eksperci pożarnictwa. Todd McNeal, komendant straży z Twain Harte także podejrzewa właścicieli nielegalnej uprawy. – Jestesmy przekonani, że pożaru tym razem nie wywołał piorun, lecz ludzka głupota – powiedział McNeal.

W związku z postępem akcji ratowniczej główna część parku Yosemite została otwarta dla turystów.