"Świństwem" nazywa słodycze! Sam Feliks pisał:
"Zaraz po tym podałem mu półmisek z zatrutymi ciastkami. Z początku odmówił: ČNie chcę, są bardzo słodkieC".
Ale później, jak twierdzi Feliks, jadł je. Jakże mógł zgodzić się na robienie tego, czego nigdy nie robił?! Dlaczego?? To było do niego niepodobne, nie mógł patrzeć na słodycze. Córka Rasputina ma rację. Wypił tylko roztwór trucizny w winie, który zapewne okazał się zbyt słaby. Historyjkę z ciastkami Feliks wymyślił potem, tworząc wersję o diable, którego z godnym podziwu heroizmem uśmiercali zwyczajni ludzie.
Tak więc ciastek Rasputin nawet nie napoczął. Najwidoczniej też mało pił. Ale, wobec tego, cóż się takiego działo w pokoju, w którym Rasputin spędził, zgodnie z zeznaniami Feliksa, ponad dwie godziny? Albo, jak zapisze w pamiętniku przesadnie drobiazgowy czy nawet wścibski historyk, wielki książę Nikołaj Michajłowicz, "około trzech godzin".
I dlaczego zapomniał o celu swojego przyjazdu? Ściślej mówiąc, "zapomniał się", w tym sensie, że zapomniał o całym bożym świecie. Po prostu uciął sobie drzemkę, gdyż tylko tym można wytłumaczyć, że nerwowy, niecierpliwy Rasputin siedział prawie trzy godziny w oczekiwaniu na Irinę. Wątpliwe, aby Feliks samymi tylko romansami, które wyśpiewywał, mógł sprawić, że wypadł mu z głowy cel jego przyjścia. A co najważniejsze, czy był w stanie całkowicie uśpić czujność i intuicję tego człowieka.
Wersja erotyczna
Może, wyczuwając niebezpieczeństwo i wietrząc przyszłą krew, Feliks - dziecię wieku, które uległo wyrafinowanej deprawacji - uległ podnieceniu? I w tym pokoju zaczęły dziać się sceny, które tak trwożyły wyobraźnię wielkiego księcia Nikołaja Michajłowicza. Właśnie dlatego Rasputin gotów był pokornie i tyle, ile trzeba, czekać na przyjście Iriny, bo to zapowiadało ciąg dalszy zadziwiającego przedstawienia, którym pasjonował się również Feliks. Więc dopiero, "kiedy na górze zaczęto wyrażać swą niecierpliwość", ten hałas z wyższego piętra zmusił Feliksa do działania. Wtedy Feliks poszedł na górę i oznajmił kolegom, że Rasputina nie imają się ani ciastka, ani wino. I, biorąc rewolwer od wielkiego księcia, wrócił do jadalni. Otóż dlatego - po wszystkim, co między nimi zaszło - Rasputin nie zauważył rewolweru. Właśnie z tego powodu szwankuje jego intuicja. I Feliksowi udaje się wystrzelić. Jest tu jednak pewne "ale". Feliks nie miał nic z urodzonego zabójcy. Ten raczej zniewieściały mężczyzna, nienawidzący służby wojskowej, nie był naturalnie najlepszym strzelcem. A w dodatku to przejęcie! Toteż ledwie zranił ciężko Rasputina. Niestety, protokół sekcji zwłok Rasputina zniknął po rewolucji. Jedna sprawa nie pozostawia wątpliwości: Feliks go nie zabił. Rasputin po prostu stracił przytomność. Chociaż zabójcy stwierdzili u niego agonię i zatrzymanie tętna (zresztą, dokładnie tak samo, badając puls, carobójcy ustalą zgon całej rodziny carskiej w piwnicy domu Ipatijewa. Po czym zaczną "ożywać", jak się później okazało, nie zastrzelone, a ciężko ranione wielkie księżniczki). Rasputin także "ożył"! Ściślej mówiąc, odzyskał przytomność!
A po przyjściu do siebie, chłop, jak zapisał na podstawie słów Feliksa Nikołaj Michajłowicz, "zerwał z niego epolet". Ponieważ Feliks nie jest godny oficerskich szlifów! "Maleńki", który zwiódł go miłością! Oto dlaczego oszukany chłop z wyrzutem krzyczał - Feliks, Feliks! Oto dlaczego Feliks nie może zapomnieć tego krzyku i wybaczyć mu tych słów. Oto, dlaczego dojdzie do tej ohydnej sceny, kiedy Feliks ni stąd, ni zowąd za tę jego wymówkę zacznie tłuc martwego Rasputina ciężarkiem, powtarzając przy tym: "Feliks, Feliks", słowa, którymi śmiał piętnować jego, jaśnie pana, prosty chłop, człowiek tak niskiego stanu! Chłop, który zerwał z niego epolet!
Wersja realistyczna
Chyba trzeba przyjąć znacznie bardziej nudny i prawdopodobny wariant. W istocie wszystko dokonało się bardzo szybko. Kiedy Rasputin odmówił jedzenia ciastek i picia wina, Feliks wyszedł jakoby dowiedzieć się, kiedy nareszcie odejdą goście. Po naradzie z innymi zabójcami zaproponował zastrzelenie chłopa. Wrócił z rewolwerem i od razu wystrzelił. Po czym wszyscy zabójcy zbiegli na dół. Gdy stwierdzili, że Rasputin jest martwy, weszli na górę, aby uczcić pomyślne uwolnienie się od niebezpiecznego mużyka.
Wszystkie przypuszczenia co do trucizny i wina, które nie tknęły Rasputina, zostały wymyślone po fakcie, żeby udowodnić to, co napisał później Feliks:
Należy pamiętać, że mieliśmy do czynienia z człowiekiem niezwykłym.
Czyli z człowiekiem-diabłem, którego oni pokonali!
Potem pili na górze, czekając, aż miasto ostatecznie pogrąży się we śnie, a ulice zupełnie opustoszeją, żeby bez świadków wywieźć trupa. W tym czasie Rasputin leżał i odzyskał przytomność. I jak kiedyś po ciosie noża Gusiewej, teraz ten chłop usiłował ratować się ucieczką. Ale został postrzelony, jak twierdzą Feliks i Puryszkiewicz, przy samej bramie - przez Puryszkiewicza.
I tak powstała trzecia i największa nieprawda.
Kto zabił?
Robiąc zdjęcia w pałacu Jusupowów do swojego spektaklu telewizyjnego, przeszedłem po stromych schodach drogą, którą przebył ranny Rasputin. Wyszedłem na dziedziniec przez te same drzwi, którymi w tamtą noc wybiegł on na podwórze, próbując się uratować.
Podwórze jest obecnie niewielką i nieogrodzoną przestrzenią obok domu. Oglądając je, wyobrażałem sobie, jak Rasputin biegł tutaj i jak Puryszkiewicz, który podążał za ciężko rannym Rasputinem, spudłował z odległości dwóch, trzech kroków. Wydawało się to jednak całkowicie zrozumiałe, ponieważ był typowym cywilem, historykiem i filologiem z wykształcenia, pracującym w departamencie gospodarczym Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. W swoich wspomnieniach, kiedy chciał udowodnić, że był dobrym strzelcem, pozostało mu jedynie napisać, że "dobrze strzelał do rzutków!".
A udowadniać musiał, ponieważ po pierwszych chybionych strzałach do Rasputina, znajdującego się tuż przy strzelającym (Puryszkiewicz składał to na karb zdenerwowania), nastąpiły dwa mistrzowskie strzały oddane w chwili, kiedy Rasputin był już daleko, przy samej bramie. Jeden - "w plecy", jak pisze Puryszkiewicz. Drugi, również celny, w głowę.
Zdenerwowanie nie miało nic do rzeczy. Po prostu te dwa ostatnie strzały były całkiem innej klasy, jakby oddał je inny strzelec. Wyborny i opanowany, umiejący zachować zimną krew.
Kto z obecnych pasował do roli strzelca wyborowego? Przede wszystkim wielki książę Dmitrij Pawłowicz! Wspaniały gwardzista, sportowiec, uczestnik igrzysk olimpijskich. To on dał Feliksowi swój rewolwer, żeby zabił Rasputina. I nie na darmo Dmitrij przyszedł z rewolwerem. Jeżeli ktoś mógł mieć motywy do osobistego rozprawienia się z chłopem, to właśnie jemu ich nie brakowało. To Rasputin nie dopuścił do jego ożenku, to Rasputin opowiadał nikczemne bzdury o nim i jego narzeczonej. To Rasputin hańbił rodzinę carską, w której Dmitrij się wychowywał i spowodował rozłam w wielkiej rodzinie Romanowów. I w rodzinie jego ojca. Jego niedoszła żona, wielka księżniczka Olga, natychmiast o tym pomyślała! I zapisała w swoim pamiętniku, jeszcze przed rozpoczęciem dochodzenia:
18 grudnia... ostatecznie dowiedzieliśmy się, że ojciec Grigorij został zabity, prawdopodobnie przez Dmitrija.
Wielki książę a zabójstwo!
Jak twierdzili Jusupow i Puryszkiewicz, wielkiego księcia nie było w domu. Wyruszył z tym dziwnym i w końcu niewykonalnym zadaniem spalenia futra Rasputina. Wrócił samochodem już po jego zabójstwie.
Tak obaj utrzymywali. I obaj kłamali. Okazało się, że nietrudno było to udowodnić. Zgodnie z zeznaniami obu stójkowych, Własiuka i Jefimowa, którzy po usłyszeniu strzałów zaczęli bacznie obserwować pałac Jusupowów, nie było żadnego samochodu podjeżdżającego pod dom po strzałach. Chociaż było niemożliwe, by nie zobaczyć na absolutnie pustym placu tak rzadkiego wtedy pojazdu jak auto.
Zauważyli jedynie odjeżdżający po strzałach samochód [wywożono właśnie zwłoki Rasputina]. I to samo (na podstawie słów tychże posterunkowych) można znaleźć w przeróżnych wspomnieniach. Na przykład generał Głobaczow, szef ochrany, w swojej zaszyfrowanej depeszy, 18 grudnia, pisał:
"Rozległo się kilka wystrzałów, dał się słyszeć krzyk człowieka, potem wyjechał samochód.
Tak więc, po zabójstwie ani jeden samochód przed pałac nie podjechał, wielki książę zatem w żaden sposób nie mógł wrócić do pałacu. Tym niemniej okazało się, że w nim był!".
Jakim cudem? Po prostu nie wyjeżdżał z domu! Przez cały ten czas w ogóle go nie opuszczał. W momencie dokonywania zabójstwa również się z niego nie ruszał. A odjechał razem ze wszystkimi dopiero po dokonaniu zabójstwa.
A zatem wielki książę był w domu Jusupowów w momencie zabójstwa i dlatego Puryszkiewicz z Jusupowem musieli potem zmyślać tę niedorzeczną wersję, jakoby Dmitrij odjechał spalić futro.
Wobec tego, co się faktycznie wydarzyło?
Moment zabójstwa (rekonstrukcja)
Ślady prawdy można odnaleźć w pierwszych zeznaniach Feliksa, złożonych od razu po zabójstwie. Po tym, jak Feliks strzelił do Rasputina z pistoletu wielkiego księcia, ten, jak pisał Feliks, zabrał pistolet z powrotem. Zostawiając "martwego Rasputina" w piwnicy, uczcili to wydarzenie na górze. Zabawiali się, czekając na głęboką noc, kiedy można będzie wywieźć ciało. Najpierw jednak trzeba było wywieźć z domu dwie znajdujące się tam damy. Jak zeznał Feliks przed ministrem sprawiedliwości Makarowem, "około drugiej - drugiej trzydzieści w nocy dwie damy wyraziły życzenie odjechania do domu i z nimi pojechał wielki książę Dmitrij Pawłowicz".
Widocznie wielki książę przygotowywał się do odwiezienia ich swoim samochodem, kiedy Feliks zszedł do piwnicy, gdzie miała miejsce potworna scena. Rasputin "ożył". Oszalały ze strachu Feliks rzucił się na górę z krzykiem: "On ucieka, strzelajcie!".
W gabinecie znajdował się sam Puryszkiewicz, który ze swoim ciężkim rewolwerem Sauvage pobiegł za Rasputinem. Puryszkiewicz wybiegł na podwórze, dwukrotnie strzelił, chybiając za każdym razem. Ale będący już na dziedzińcu z damami wielki książę dwoma strzałami z browninga - najpierw zatrzymał Rasputina, raniąc go w plecy, a następnie ułożył go na mokrym śniegu, trafiając w tył głowy. I jedna z dam w przerażeniu wrzasnęła. Stąd kobiecy krzyk, który słyszał posterunkowy Jefimow. Odjazd dam, naturalnie, należało odłożyć, a ciało Rasputina szybko ściągnąć z podwórza. W tym momencie Feliks, który usłyszał strzały, zdołał zapanować nad sobą i wezwał starszego lokaja, żeby razem z nim poszedł na podwórze. Rozumiał, że strzały wystraszyły policjantów. Trzeba było więc jakoś to wytłumaczyć. A zależało mu na tym, żeby wyręczył go w tym starszy lokaj. Wtedy to właśnie pojawił się obok domu stójkowy Własiuk.
Opanowanie Feliksa uśpiło czujność policjanta. Ale Feliks drogo musiał zapłacić za swój spokój. Wkrótce po odejściu Własiuka miała miejsce paskudna scena. Znęcanie się Feliksa nad konającym chłopem. W dodatku zaczęło im się wydawać, że posterunkowy nabrał jakichś podejrzeń. Toteż, widocznie, odbyła się narada zabójców. Trzeba uwzględnić, że byli pijani. I wtedy Puryszkiewiczowi, głównemu pośród obecnych znawcy nastrojów społecznych, przyszła do głowy szalona i pijana myśl. Powiedzieć całą prawdę policjantowi, który, jak i cały naród, powinien, jego zdaniem, nienawidzić Rasputina! Prawdę, która właśnie pogrzebała całą sprawę.
Po wyjaśnieniach udzielonych posterunkowemu pospiesznie wywieźli zwłoki Rasputina. Ściślej mówiąc, żyjącego jeszcze Rasputina. Nie zdarzało im się przedtem zabijać bezbronnych ofiar. Nie wykonali więc "strzału kontrolnego". Rasputin ciągle jeszcze oddychał. Kobiety opuściły dom zapewne już rano.
Do czego więc potrzebne było Puryszkiewiczowi (a potem Jusupowowi) konfabulowanie, jak zabił Rasputina? Robili to, żeby mieć prawo napisać (i to kilka razy, tak że staje się to podejrzane), że "ręce młodzieńca z carskiej rodziny nie zostały zbrukane krwią". A chodziło tutaj bynajmniej nie tylko o to, że nie przystoi wielkiemu księciu być zabójcą. W danej sytuacji ważny był aspekt polityczny. Przecież w razie przewrotu Dmitrij, młody wojskowy, ulubieniec gwardzistów, organizator spisku mającego na celu wybawienie od hańby rządów Rasputina (lecz nie zabójca!), mógł być pretendentem do tronu. Zabójcy chłopa znacznie trudniej byłoby zostać carem. Więc, aby wielkiemu księciu było łatwiej kłamać, związano go słowem honoru, że będzie powtarzał ich wersję: "nie ma krwi na moich rękach". Słowa te, jeśli mamy rozumieć je dosłownie, były prawdą. Krew była tylko na rękach tych, którzy mozolili się nad rzeką z okrwawionym ciałem chłopa.
Spotkanie z trupem
19 grudnia wczesnym rankiem na rzece Mała Newka przy Wielkim Moście Piotrowskim znaleziono trupa, który wypłynął na powierzchnię. Zwłoki wyraźnie oskarżały: ręce, które widocznie tam, pod wodą do samego końca usiłowały rozwiązać sznury, pozostały uniesione. Można było się zorientować, że ten silny człowiek, jeszcze oddychający w samochodzie, przyczaił się, mając nadzieję na oswobodzenie z więzów już w wodzie. Ale zabrakło sił. Pozostała fotografia: dopiero co wyjęty z wody trup, załadowany na saneczki. A dokoła biała przestrzeń zamarzniętej rzeki.
Samochodem zawieziono zwłoki do Wojskowej Akademii Medycznej. Tak jechał - z odrętwiałymi, podniesionymi nad głową rękami, wygrażając stolicy. Wieczorem przed sekcją zjawiła się caryca i córki Rasputina. Kiedy Alix zobaczyła te groźnie wyciągnięte ręce, ogarnęło ją przeczucie niechybnej katastrofy i to wrażenie już jej nie opuściło.
Po sekcji biskupowi Izydorowi pozwolono odprawić nabożeństwo żałobne za spokój duszy zamordowanego. Następnie zwłoki Rasputina przetransportowano ciężarówką z przebranymi w ubrania cywilne policjantami do soboru Fiodorowskiego w Carskim Siole. 21 grudnia odbył się pogrzeb.
Prawda o tajnym pogrzebie
Ten tajny pogrzeb (jak później również grzebanie szczątków rodziny carskiej) wywołał całą lawinę pogłosek, powstały legendy.
Jedynie w aktach został opisany od razu przez kilku naocznych świadków.
Z zeznań Julii Dehn:
"Dowiedziawszy się o śmierci Rasputina, pojechałam do Carskiego. Zostałam tam na noc i byłam obecna przy tym, jak ciało Rasputina zostało pogrzebane... Zjawiłam się równocześnie z rodziną carską... Zza krzaków podglądał pułkownik Łoman. Trumny w końcu nie otworzono. Car i carowa byli oszołomieni tym, co się wydarzyło. Jednak caryca miała tyle siły woli, podtrzymywała Wyrubową, która ciągle płakała".
Opisał pogrzeb także ten, który "podglądał zza krzaków".
Z zeznań Łomana:
"Nabożeństwo nad trumną właściwie odprawił biskup Izydor. Pochówek celebrowany był przez spowiednika, ojca Aleksandra Wasiliewa i mnicha z lazaretu Wyrubowej. Śpiewaków nie było. Śpiewał diak soboru Fiodorowskiego - Iszczenko. W przededniu pogrzebu ojciec Wasiliew zakomunikował mi, że wydano mu polecenie celebrowania pogrzebu Rasputina, w związku z czym przyjedzie z Piotrogrodu zanocować w Carskim Siole i rano pojedzie po diaka i ornaty. Żebym w tej kwestii wydał odpowiednią dyspozycję. Na drugi dzień ojciec Wasiliew pojechał do soboru, gdzie już czekałem na niego i razem pojechaliśmy do Przytułku Serafimowskiego na to miejsce, gdzie ma zostać wzniesiona cerkiew. Nie dojeżdżając do samego miejsca, ojciec Wasiliew wysiadł trochę wcześniej i poszedł do przyszłego grobu (trumna stała już w dole), a ja zostałem z boku. Tak, że nie byłem widoczny, ale mogłem wszystko widzieć... Zanim przybyła carska rodzina, podchodziłem do grobu i widziałem metalową trumnę. Żadnego otworu w wieku trumny nie było".
(To samo zeznała Wyrubowa. Nikt z naocznych świadków nie pisał o tym nieszczęsnym otworze. Jednakże mit o otworze w wieku trumny, zrobionym jakoby na rozkaz carycy, żeby mogła i po jego śmierci, odwiedzając Rasputina w krypcie, widzieć jego twarz - można znaleźć w wielu memuarach i utworach.)
Łoman zeznał:
"Trumna została zasypana po prostu ziemią i żadnego grobowca nie budowano".
Z dziennika cara:
"21 grudnia. O godzinie dziewiątej pojechaliśmy... na pole, gdzie uczestniczyliśmy w smutnej ceremonii. Trumna ze zwłokami niezapomnianego Grigorija, zabitego w domu Jusupowa, w nocy na 17 grudnia przez potwory, stała już opuszczona do grobu. Ojciec A(leksandr) Wasiliew odprawił liturgię, po czym wróciliśmy do dom.
Tłumaczył Eligiusz Madejski
Edward Radziński (ur. 1936 w Moskwie) historyk z wykształcenia, autor dramatów i książek, które stały się międzynarodowymi bestsellerami, jak "Ostatni car. Życie i śmierć Mikołaja II" czy "Stalin". Książka "Rasputin" ukazała się w 2000 roku.
Wrzesień 2000