W Stanach Zjednoczonych część mediów i polityków od dawna uważa, że rozpoczęta jeszcze za prezydentury George'a W. Busha „wojna z terrorem" jest terminem nadużywanym dla wzmocnienia uprawnień (i finansowania) licznych służb wywiadu. W ostatnich miesiącach na skutek informacji ujawnionych przez Edwarda Snowdena szczególnie ostro krytykowany jest szeroki dostęp służb do danych obywateli (podsłuchy, billingi). Aby dowieść niezbędności takich uprawnień dla skutecznego zwalczania działalności terrorystycznej kierownictwo Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) informuje o licznych przypadkach namierzenia terrorystów właśnie dzięki dużej skali podsłuchu.
Tymczasem informacje o sukcesach wywiadu są przesadzone – właśnie w celu uwiarygodnienia metod działania służb. Musiał to przyznać sam dyrektor NSA, generał Keith B. Alexander, który był w środę przesłuchiwany przez członków komisji sprawiedliwości Senatu USA. Przewodniczący komisji Patrick Leahy (demokrata ze stanu Vermont) zapytał generała wprost o wiarygodność danych o rzekomo udaremnionych zamachach i spiskach.
Leahy podał w wątpliwość liczbę 54 akcji terrorystycznych udaremnionych dzięki podsłuchom. Alexander musiał przyznać, że w rzeczywistości takich akcji nie było więcej niż 13, a służby mnożą swoje rzekome sukcesy dla potrzymania przekonania o potrzebie szerokiego dostępu do poufnych danych obywateli i utrzymania prawa do niekontrolowanych podsłuchów.
Nie wiadomo na ile wyniki przesłuchań w Senacie wpłyną na regulacje dotyczące uprawnień wywiadu, z pewnością podważą jednak i tak już nadwerężone zaufanie obywateli do działań NSA i innych agencji.