Sudan Południowy: stara wojna w nowym kraju

Barack Obama, do kraju który – jak twierdzi – znalazł się „na granicy wojny domowej” wysyła 45 żołnierzy, a Europa śle apele o pojednanie. Dyktator z Chartumu ma powody do radości.

Publikacja: 20.12.2013 12:03

Sudan Południowy: stara wojna w nowym kraju

Foto: AFP

Prawdopodobnie nigdy nie uda się wyjaśnić co dokładnie sprowokowało strzelaninę, jaka wybuchła w wojskowych barakach w Dżubie pięć dni temu. Pewne jest natomiast, że tych kilka dni wystarczyło, by walki ogarnęły niemal cały Sudan Południowy, zginęły steki ludzi, a dziesiątki tysięcy uciekły z domów.

Zaraz po wybuchu walk ubrany w mundur wojskowy prezydent Salva Kiir w orędziu do narodu wyemitowanym przez telewizję państwową ogłosił, że walki to pokłosie zamachu stanu, jakiego dokonać próbował jego były zastępca Rieka Machara. Kilka godzin później policja aresztowała dziesięciu kluczowych polityków w kraju.

Machar, szczerbaty mechanik uważany do niedawna za bohatera walk o niepodległość kraju, zdołał uniknąć aresztowania. Dwa dni po prezydenckim orędziu odpowiedział szefowi państwa w wywiadzie prasowym, że walki to „nieporozumienie" między żołnierzami. Jednocześnie oskarżył Kiira o to, że wykorzystał je do pozbycia się rywali politycznych.

Bez względu na to, który z nich mówi prawdę, zaistniała sytuacja doskonale oddaje, jak kruche są koalicje dzięki, którym Sudan Południowy zdobył niepodległość. A ta, niespełna trzy lata temu, po dekadach wojen, nie przyszła łatwo i natychmiast została wystawiona na potężną próbę. Rząd Sudanu, od którego odłączyło się południe kraju, zażądał od oseska potężnych opłat za tranzyt ropy naftowej swymi rurociągami. A ta dla Sudanu Południowego jest praktycznie jednym źródłem funduszy.

Jednocześnie od czasu uzyskania niepodległości nie udało się tam rozbroić grup partyzanckich, które niegdyś walczyły z arabskimi żołnierzami wysłanymi z Chartumu, a teraz atakowały miejscową armię i napadały organizacje humanitarne. Ostatnio jednak kraj został wystawiony na najpoważniejszą próbę: awanturę polityczną, która może doprowadzić do podzielenia Sudanu Południowego między mieszkające na jego terytorium grupy etniczne.

Odwołany z urzędu w lipcu 61-letni Riek Machar i jego zbuntowani żołnierze, którzy mieli próbować dokonać zbrojnego przewrotu należą do ludu Nuerów. Walczą z nimi Dinkowie, ich odwieczni rywale. Dinkowie, stanowiący prawie połowę ludności Południowego Sudanu, zawsze traktowali mniej licznych Nuerów (dziesiąta część ludności) z wyższością, jako obywateli drugiej kategorii.

Konflikt między nimi na nowo rozgorzał w lipcu, gdy prezydent Kiir zdecydował o zwolnieniu członków rządu ogłaszając, że gabinet jest zbyt duży, by podołać wyzwaniom stojącym przed krajem. Zapowiedział stworzenie gabinetu technokratów. Jego przeciwnicy natychmiast zarzucili mu jednak, że pozbywa się w ten sposób rywali politycznych, takich jak Machar, a do władz ściąga Dinków. Podkreślali też, że jeśli Kiir dotrzyma obietnic dotyczących budowy dróg, szpitali czy szkół, z łatwością wygra wybory w 2016 r.

Teraz prezydent Kiir powtarza, że sytuacja jest „pod kontrolą". Walki przeniosły się jednak ze stołecznej Dżuby, gdzie w ciągu zaledwie pierwszych dwóch dni starć zginęło prawie pół tysiąca ludzi, do położonego przy granicy z Etiopią stanu Jonglei i tamtejszej stolicy Bor, a także miasta Pibor, będącego od dawna areną etnicznych czystek. Nuerowie, uważają Jonglei za swoją twierdzę.

Wczoraj na teren jednej z tamtejszych baz ONZ wdarła się milicja plemienia Nuerów poszukując ukrywających się tam cywilów-Dinka. Zginęło trzech pochodzących z Indii żołnierzy sił pokojowych.

O tym, jak głębokie są animozje między Dinkami, a Nuerami i do jak krwawej wojny mogą doprowadzić dowiódł już dawno rząd w Chartumie. Kiedy na początku lat 70. pod przywództwem płk. Johna Garanga Dinkowie wywołali na południu Sudanu powstanie przeciwko rządom sudańskich Arabów, zdominowali całe kierownictwo partyzanckiej Ludowej Armii Wyzwolenia Sudanu (SPLA). Ponieważ do walki z Chartumem potrzebowali wsparcia pozostałych ludów południa, na zastępcę Garanga wzięli Rieka Machara, przywódcę Nuerów.

Usiłując stłumić bunt Południa, rząd z Chartumu starał się skłócić powstańców i po latach udało mu się poróżnić Machara z Garangiem i zerwać przymierze Nuerów i Dinków. W latach 90., w zamian za obietnicę autonomii dla Południa i powierzenia mu nad nim władzy, Machar podjął współpracę z Chartumem. Dinkowie okrzyknęli go judaszem, a jego rodaków Nuerów uznali za najgorszych wrogów.

Bratobójcza wojna pochłonęła wówczas tysiące ofiar. Przerwał ją konflikt Machara z Chartumem, który nie dotrzymał obietnicy i oszukał wodza Nuerów. Ten, pałając zemstą, zerwał z Chartumem i w 2002 r. znów przyłączył się do powstania Dinków.

Sudańska wojna Północy z Południem zakończyła się w 2005 r. podpisaniem układu pokojowego i secesją Południa w lipcu 2011 r. Prezydentem nowego państwa, Południowego Sudanu został Dinka Salva Kiir (Garang zginął w 2005 r. w katastrofie powietrznej), a Nuer Machar - jego zastępcą. Mimo pozorów jedności Dinkowie nigdy nie zapomnieli jednak Macharowi zdrady z czasów wojny, a Nuerowie narzekali, że w nowym Południowym Sudanie muszą znosić taką samą dyktaturę Dinków, jak kiedyś dyktaturę Arabów z Chartumu.

Już wiosną Machar zaczął otwarcie krytykować prezydenta. Wytykał mu m.in. dyktatorskie skłonności, niegospodarność i ignorancję, a także to, że pozwolił, by Dinkowie zawłaszczyli państwo. Licząc, że nawet zwolennicy Kiira zdążyli się już nim rozczarować (przeciwnikiem Kiira stała się nawet wdowa po Garangu, Rebecca), Machar ogłosił, że w 2016 r. zamierza powalczyć z nim o prezydenturę.

Jak by tego było mało, w drugą rocznicę niepodległości grupa amerykańskich dyplomatów i działaczy, którzy przez lata lobbowali w Waszyngtonie i ONZ za niepodległością Południowego Sudanu, w otwartym liście do Salvy Kiira wypomniała mu autorytarne zapędy, szalejącą korupcję, marnotrawienie zagranicznej pomocy, łamanie praw człowieka, brutalność rządowego wojska.

Wczoraj Waszyngton ogłosił, że wysłał do Sudanu Południowego 45 swoich żołnierzy, a prezydent USA Barack Obama wezwał przywódców rywalizujących frakcji do zaprzestania walk. "Podżeganie i ukierunkowana przemoc muszą się skończyć" - oświadczył  Obama dodając, że "wszystkie strony muszą wysłuchać dobrej rady sąsiadów, zobowiązać się do dialogu i podjąć natychmiast kroki wzywające do pokoju i wspierające pojednanie" - podkreślił amerykański przywódca.

Unia Afrykańska wysłała do Dżuby misję pokojową, złożoną z kilku ministrów państw Afryki Wschodniej. Wysoki komisarz ONZ ds. praw człowieka Navi Pillay oświadczyła, że obecnie istnieje "ekstremalnie wysokie" ryzyko wybuchu konfliktu etnicznego.

Prawdopodobnie nigdy nie uda się wyjaśnić co dokładnie sprowokowało strzelaninę, jaka wybuchła w wojskowych barakach w Dżubie pięć dni temu. Pewne jest natomiast, że tych kilka dni wystarczyło, by walki ogarnęły niemal cały Sudan Południowy, zginęły steki ludzi, a dziesiątki tysięcy uciekły z domów.

Zaraz po wybuchu walk ubrany w mundur wojskowy prezydent Salva Kiir w orędziu do narodu wyemitowanym przez telewizję państwową ogłosił, że walki to pokłosie zamachu stanu, jakiego dokonać próbował jego były zastępca Rieka Machara. Kilka godzin później policja aresztowała dziesięciu kluczowych polityków w kraju.

Pozostało 90% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019