Sprawę sądową NSA zamierzała wytoczyć organizacja Amerykańska Unia Wolności Obywatelskich (ACLU) znana z walki o wolność słowa i przestrzeganie Konstytucji USA. Także tym razem działacze ACLU powołali się na Konstytucję, a konkretnie na Czwartą Poprawkę gwarantującą obywatelom prawo do prywatności, argumentując, że skala szpiegowania obywateli przez urząd państwowy jest "wręcz orwellowska".

Początkowo wydawało się, że sprawa jest do wygrania, zwłaszcza po tym jak sędzia federalny Richard Leon uznając, że ujawnione przez Edwarda Snowndena podsłuchiwanie wszystkiego co tylko da się podsłuchać było "prawie na pewno" pogwałceniem Konstytucji.

Niestety upubliczniony w piątek ostateczny werdykt sądu rejonowego w Nowym Jorku, przed którym miała się odbyć rozprawa jest w całej rozciągłości niekorzystny dla ACLU. Sędzia William Pauley (mianowany jeszcze przez prezydenta Clintona) uznał, że do naruszenia Czwartej Poprawki nie doszło. Jego zdaniem "prawo do wolności od wyszukiwania [danych] jest istotne, ale nie absolutne". Sędzia poparł podstawowy (ale kwestionowany przez obrońców prywatności) argument, że zbieranie danych jest konieczne dla zwalczania terroryzmu. Tymczasem ACLU twierdzi, że nie istnieje wiarygodny dowód na to, by zbieranie danych udaremniło choćby jeden akt terrorystyczny.

Werdykt sędziego Pauleya oznacza, że pozew ACLU zostanie w całości odrzucony. Organizacja zamierza się od tego odwołać, jednak skuteczne prowadzenie walki z praktyka podsłuchów będzie teraz znacznie utrudnione.