Dwa radzieckie czołgi stojące w pobliżu Bramy Brandenburskiej powinny zniknąć – do tego sprowadza się inicjatywa wydawnictwa Springer, które wystąpiło z odpowiednią petycją do Bundestagu.
„Po raz pierwszy od zakończenia zimnej wojny przy użyciu siły Rosja wytyczyła na Krymie granicę pokojowej rewolucji" – czytamy w petycji. Inicjatorzy zapewniają, że nie mają zamiaru pomniejszać znaczenia radzieckich ofiar II wojny światowej, lecz zwycięskie czołgi radzieckie nie powinny znajdować się w centrum Berlina, gdzie „miała swój początek największa katastrofa XX wieku".
Jak na Krymie
Dwa czołgi T-34 strzegą symbolicznie cmentarza żołnierzy Armii Czerwonej będącego częścią całego kompleksu pamięci w centrum Berlina w bezpośrednim sąsiedztwie Bundestagu. Powstał w 1945 roku w parku Tiergarten i był oczkiem w głowie ZSRR, gdyż znajdował się po zachodniej stronie Bramy Brandenburskiej będącej granicą sektorów okupacyjnych radzieckiego i amerykańskiego. Uroczysta zmiana warty odbywała się tam przez cały okres podziału Berlina, także w czasie, gdy tuż za Bramą po jej zachodniej stronie biegła linia muru berlińskiego.
Petycja nie ma żadnych szans powodzenia, o czym doskonale wiedzą zarówno jej inicjatorzy, jak i sygnatariusze. – Chodzi raczej o posłanie kryjące się za nią – mówi „Rz" Erika Steinbach, posłanka CDU, jedna z pierwszych sygnatariuszek inicjatywy wydawnictwa Springer. Twierdzi, że Rosjanie mają znacznie cenniejsze osiągnięcia do zaprezentowania niż technikę wojskową, a same czołgi w tym miejscu zakłócają jedynie wieczny spokój 2,5 tys. pochowanych w tym miejscu żołnierzy. Jej kolega partyjny Karl-Georg Wellmann jest tego samego zdania, podkreślając, że rosyjska agresja na Krymie uzasadnia w całej pełni usunięcie czołgów.
Traktaty nadal ważne
Rząd Angeli Merkel nie ma zamiaru przychylić się do takich opinii. – Rząd federalny respektuje tę specyficzną formę upamiętnienia żołnierzy Armii Czerwonej, którzy stracili życie w II wojnie światowej – oświadczył Georg Streiter, zastępca rzecznika rządu.