O fotel głowy państwa walczy siedmiu kandydatów, w tym Polak, prezes Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, europoseł Waldemar Tomaszewski. Jeśli nikt z kandydatów nie uzyska 51 proc. głosów, to za dwa tygodnie Litwę czeka druga tura wyborów.
– To może zabrzmi dziwnie, ale w tych wyborach wiele będzie zależało od pogody – twierdzi w rozmowie z „Rz" Audrius Bačiulis, komentator tygodnika „Veidas". – Jeśli będzie ciepło, to elektorat Grybauskait?, czyli popierający konserwatystów i liberałów mieszkańcy dużych miast, swoim zwyczajem wyjedzie na wieś i na działki. Uspokajają go sondaże dające prezydent ponad 40-proc. poparcie.
Jej zwolennicy mogą się jednak przeliczyć. Już dwukrotnie w historii litewskich kampanii prezydenckich murowany faworyt przegrywał w drugiej turze, bo jego przeciwnik przyciąga głosy wszystkich przegranych z pierwszej tury. To udało się w swoim czasie Valdasovi Adamkusowi i Rolandasowi Paksasowi – tłumaczą komentatorzy.
Przeciwnicy bezsilni
Zdaniem Rimvydasa Valatki, redaktora naczelnego gazety i portalu informacyjnego 15min.lt, nawet jeśli i tym razem dojdzie do drugiej tury, to nikt nie pokona obecnej prezydent. – Rzecz w tym, że żaden z jej przeciwników nie ma nawet 20 proc. poparcia. W tych wyborach, tak jak w poprzednich, brakuje postaci wielkiego formatu, jaką był na przykład Adamkus – mówi Valatka.
Jego zdaniem Litwa przeżywa kryzys społeczny wynikający głównie z dramatycznej sytuacji demograficznej. – 20 lat temu było nas 3,5 mln. Dzisiaj już mniej niż 3 mln. To skutek niżu demograficznego i największej w UE emigracji. Wywiera to negatywny wpływ na wszystkie dziedziny: naukę, kulturę, sport i oczywiście politykę. Jest u nas coraz mniej ludzi zdolnych do kreowania nowych, ciekawych pomysłów. Na Litwie panuje stagnacja podobna wręcz do tej, w jakiej był ZSRR przed rozpadem – uważa Valatka.