Trudno o bardziej symboliczny moment na wizytę prezydenta USA w Polsce. Barack Obama przyjeżdża świętować ćwierćwiecze obalenia komunizmu, pożegnania z moskiewską dominacją i zimną wojną.Świętowaniu towarzyszy jednak nowy lęk o przyszłość regionu. Polska i inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej tylko jednego mogą być pewne: że nie odrodzi się komunizm. Pożegnanie z moskiewską dominacją i zimną wojną mogło być jednak chwilowe. To właśnie mówi Władimir Putin, rozpętując wojnę na Ukrainie.
Dlatego przed Obamą stoi zadanie, które może przesądzić o ocenie jego prezydentury. Ma szansę, tu w Warszawie, przedstawić wizję obrony naszego zachodniego świata przed łamiącą zasady, wracającą do mrocznej przeszłości Rosją. A potem tę wizję wprowadzać w życie.
Nasz region potrzebuje potwierdzenia, że armie USA ?i NATO będą takie jak w czasie zimnej wojny, gdy cały Zachód czuł się zagrożony. I gdy sojusznicy poważnie traktowali zobowiązania wynikające ?z 5. artykułu nakazującego solidarną obronę.
Teraz my jesteśmy zagrożonym Zachodem. Bez zaangażowanej Ameryki te lęki nie znikną. Czy to nie naiwne oczekiwania? Przecież Polska przeżyła już ze strony Ameryki miłosny zawód. Była wiernym sojusznikiem w Iraku ?i Afganistanie; w walce ?z islamskim terroryzmem była tak oddana, że pozwoliła CIA łamać polskie prawo. A co dostała w zamian? Niewiele. Offset jest szczątkowy, wizy wciąż obowiązkowe.
Zawód sprawił też sam Obama. I to w kwestii naszego bezpieczeństwa. Najpierw, 17 września 2009 r., w rocznicę radziecko-niemieckiego rozbioru Polski, wysłał na śmietnik projekt tarczy antyrakietowej, później obiecywał prezydentowi Rosji kolejne ustępstwa w sprawie tarczy w Europie.