Porozumienie pokojowe zostało wynegocjowane we wtorek wieczorem dzięki pośrednictwu Egiptu po 50 dniach wzajemnego ostrzału rakietowego i akcji sił lądowych Izraela. Ze strony palestyńskiej udział w rozmowach brały delegacje Hamasu, Islamskiego Dżihadu i Autonomii Palestyńskiej.
Po zmroku w centrum Gazy na ulicę wyszły tysiące ludzi, w niebo wystrzeliły fajerwerki. Tak fetowano „zwycięstwo" Hamasu i Islamskiego Dżihadu, choć nie ma gwarancji, że porozumienie okaże się trwałe. Ostrożność w tym względzie wyraził przewodniczący Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas, który wygłosił przemówienie telewizyjne.
– Mówienie o „zwycięstwie" to oczywiście propaganda Hamasu – mówi „Rz" politolog Itamar Radai z izraelskiego Instytutu Studiów nad Bezpieczeństwem Narodowym (INSS). – W rzeczywistości ta organizacja jeszcze długo nie zdoła odbudować swojego potencjału.
Dziewiąty rozejm
W ostatnich tygodniach już osiem rozejmów zostało zerwanych, głównie z winy palestyńskich radykałów, którzy wciąż podejmowali ostrzał rakietowy Izraela. Także tym razem nie było gwarancji, że przerwanie ognia się utrzyma – ostatni alarm rakietowy rozległ się w południowym Izraelu we wtorek jeszcze około godz. 19. W tym samym czasie od wybuchu pocisku moździerzowego zginęło dwóch izraelskich żołnierzy. Z kolei izraelski atak lotniczy spowodował śmierć dwojga dzieci i zburzenie wieżowca w Beit Latija.
John Kerry, sekretarz stanu USA stwierdził, że wtorkowe porozumienie jest „jedynie możliwością, ale nie pewnością" osiągnięcia trwałego pokoju. Nadzieję na wyciszenie konfliktu daje to, że przez kilkanaście godzin nie wystrzelono w kierunku Izraela ani jednej rakiety. Na uspokojenie nastrojów wskazuje też powrót względnej normalności w Gazie – w środę otwarto wiele sklepów, biur i instytucji. Ludzie wylegli na brzeg morza, a rybacy wyruszyli na pierwsze od prawie dwóch miesięcy połowy.