Frank-Walter Steinmeier uchodzi za gołębia w polityce wobec Rosji. Ale po spotkaniu z Siergiejem Ławrowem we wtorek nawet szef niemieckiej dyplomacji nie starał się upiększać opisu stanu stosunków z Moskwą.
– Nie widzę żadnych podstaw do optymizmu – powiedział na konferencji prasowej, podczas której wyraźnie wiało chłodem między oboma ministrami. Jego oceny nie zmieniło nawet niespodziewane zaproszenie do rozmów na Kremlu, jakie otrzymał od Władimira Putina.
Błąd 1914 roku
Dwa dni wcześniej jeszcze mocniejsze słowa padły z ust Angeli Merkel.
– Po horrorze dwóch wojen światowych i zakończeniu zimnej wojny to, co robi Rosja, podważa pokojowy porządek w Europie – oświadczyła pani kanclerz. Ale też dodała, że Zachód wygra to starcie z Rosją, choć „droga do zwycięstwa będzie długa, trudna i pełna niespodziewanych zwrotów".
– To jest absolutny przełom w retoryce Merkel. Do tej pory była o wiele bardziej ugodowa – przyznaje w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Andreas Umland, ekspert Instytutu Współpracy Euroatlantyckiej w Kijowie.
Doskonale poinformowane niemieckie źródła twierdzą, że zmiana tonu to wynik przeszło trzygodzinnego spotkania Merkel z Putinem w hotelu Hilton w Brisbane w czasie szczytu G20 w minioną niedzielę. Pani kanclerz starała się przekonać rosyjskiego przywódcę do przestrzegania umowy z Mińska z 5 września, w tym wycofania wojsk z Ukrainy i zezwolenia na monitorowanie ukraińsko-rosyjskiej granicy przez zachodnie drony. Wówczas Berlin byłby gotowy rozpocząć rozmowy o poluzowaniu unijnych sankcji mimo dalszej okupacji Krymu przez Rosję. Ale Putin najwyraźniej ofertę nie tylko odrzucił, ale zaczął na nowo podsycać napięcie na wschodniej Ukrainie.