Naszą najlepszą bronią jest jedność – ogłosił prezydent François Hollande w kilka godzin po ataku na satyryczny tygodnik. W czwartek przyjmował w Pałacu Elizejskim swego poprzednika Nicolasa Sarkozy'ego, który przyjął zaproszenie na rozmowy na temat opracowania strategii bezpieczeństwa państwa. W tej sprawie prezydent prowadzi ożywione konsultacje z członkami Zgromadzenia Narodowego. Prezydent czyni wszystko, aby nie dopuścić do podziałów społecznych na tle barbarzyńskiego, jak powiedział, zamachu na tygodnik. Sarkozy jest tego samego zdania.
Na razie wielu Francuzów łączy hasło: „Je suis Charlie (Jestem Charlie)". Pojawiło się spontanicznie już w środę na paryskim placu Republiki, gdzie zgromadziły się tysiące obywateli na znak solidarności z ofiarami zamachu, a także w akcie protestu przeciwko atakowi na wolność słowa we Francji. W czwartek w południe minutą ciszy uczczono w całym kraju pamięć ofiar zamachu. Dzwony katedry Notre Dame biły przez dziesięć minut. Wieczorem zgaszono światła na wieży Eiffla. W niedzielę odbyć się ma wielka demonstracja w Paryżu i zapewne w innych miastach.
O ile konserwatyści z Unii na rzecz Ruchu Ludowego na czele z Sarkozym i socjaliści Hollande'a wykazują dużą wstrzemięźliwość w ocenie masakry w „Charlie Hebdo" z politycznego punktu widzenia, o tyle ich główny rywal, jakim jest Front Narodowy Marine Le Pen, formułuje konkretne propozycje. Szefowa Frontu wezwała w czwartek do zorganizowania referendum na temat przywrócenia we Francji kary śmierci. Miałaby to być część „wojny z fundamentalizmem", którą zdaniem pani Le Pen powinna wypowiedzieć Francja po środowej tragedii. Za przywróceniem kary śmierci opowiada się już od pewnego czasu twórca Frontu Narodowego Jean-Marie Le Pen. Zaproponował nawet wykorzystanie do tego celu gilotyny. Miałaby pozbawić głowy 22-letniego Maxima Haucharda, konwertytę z Normandii walczącego w szeregach Państwa Islamskiego. Miał był jednym z katów, którzy podcinali gardła wrogom syryjskich dżihadystów. Front Narodowy jest obecnie najbardziej popularnym ugrupowaniem we Francji. W wyborach prezydenckich w 2017 roku Marine Le Pen zamierza pokonać zarówno Nicolasa Sarkozy'ego, jak i François Hollande'a. Atmosfera zagrożenia terroryzmem islamskim działa bez wątpienia na korzyść skrajnej prawicy.
Wielu Francuzów jest przekonanych, że kraj jest w stanie wojny z islamskim fanatyzmem. O wojnie mówią politycy i media. Konserwatywny dziennik „Le Figaro" twierdzi, że należy się uzbroić zarówno moralnie, jak i prawnie „przeciwko barbarzyńcom w szatach świętoszków". „Figaro" nie ma wątpliwości, że „jeżeli jest wojna, to trzeba ją wygrać". Lewicowy „Liberation" zwrócił uwagę, że przeciwnikiem jest obecnie terroryzm, fanatyzm i ekstremizm, a nie islam.
Celnym komentarzem do tragedii w Paryżu wydają się słowa austriackiego „Der Standard". Dziennik napisał, że radykalny islam, jak i wrogość wobec islamu, stanowią naczynia połączone, ale „jest zasadnicza różnica, czy się demonstruje, czy też zabija". Taka idea przyświeca „Charlie Hebdo", którego garstka dziennikarzy zamierza wydać w przyszłą środę kolejny numer tygodnika. Tym razem w nakładzie miliona egzemplarzy.