– Hej, ślicznotko, mam prawo do uśmiechu?
– Masz szczęście, czekoladko, że lubię takie jak ty!
– Panienko! Ty k..., czemu nie odpowiadasz – to łagodna selekcja zaczepek, jakie każdego dnia w paryskim metrze czy autobusie słyszą tysiące kobiet.
Ale jest też wersja o wiele brutalniejsza.
– Zaraz cię przelecę tym młotem pneumatycznym!
– Jesteś wspaniała! A po chwili ciszy: idź się j..., powinnaś być wdzięczna, że tak do ciebie mówię.
To wszystko nie zestaw wulgaryzmów, ale wynik badań zawartych w bardzo poważnym raporcie przygotowanym przez Wysoką Radę ds. Równości Kobiet i Mężczyzn dla premiera Manuela Vallsa.
Na słowach się jednak nie kończy. W drodze do pracy czy po zakupy dla Francuzek na porządku dziennym są ciężkie spojrzenia, komplementy, które nimi nie są, ręce, które niby przypadkowo lądują na pośladkach, albo gwizdy. Autorzy badania twierdzą, że każdego roku co piąta kobieta pada ofiarą bezpośredniego molestowania.
Francja niestety nie jest tu wyjątkiem, ale w światowych klasyfikacjach nie zajmuje dobrego miejsca. Agencja Reutera przeprowadziła ankiety wśród kobiet żyjących w największych metropoliach świata, z których wynika, że to megaośrodki Ameryki Łacińskiej, takie jak Bogota, Meksyk, Lima czy Buenos Aires, są najniebezpieczniejsze dla kobiet. Bardzo zła jest też sytuacja w Azji. Aż 90 proc. Koreanek twierdzi na przykład, że jeśli będą molestowane w metrze w Seulu, nikt nie wystąpi w ich obronie.
Ale Paryż także nie wypada dobrze. Okazuje się bowiem, że to 11. najbardziej niebezpieczna metropolia globu dla pań korzystających z transportu publicznego.
– Staram się nie nosić zbyt krótkiej spódnicy, szpilek. Szukam wagonów, w których jest więcej kobiet. I staję przeważnie blisko wyjścia, aby móc w razie czego łatwo uciec z metra – mówi dziennikowi „Le Figaro" Julie, młoda paryżanka.