Rosyjska agencja nadzoru finansowego (Rosfinmonitoring) rozesłała do banków pismo, domagając się informacji o operacjach bankowych firm i obywateli z 41 krajów, którym zarzucono „niezwalczanie korupcji, wspieranie terroryzmu, pranie brudnych pieniędzy i uchylanie się od zwalczania handlu narkotykami".
Ale 34 z 41 krajów z czarnej listy to członkowie Unii Europejskiej oraz USA, Kanada, Australia, Nowa Zelandia, Norwegia i Szwajcaria – państwa, które wprowadziły różnego rodzaju sankcje przeciw Rosji po agresji na Ukrainę. Na liście zabrakło jedynie Japonii, której restrykcje również dotknęły Moskwę.
W piśmie Rosfinmonitoringu jednak kraje pogrupowano trochę inaczej, przypisując na przykład Nowej Zelandii, Danii i Finlandii... niezwalczanie korupcji. „Cynizm pełen wdzięku: Rosja sprawdza operacje bankowe z Danią pod zarzutem korupcji w tym państwie" – skomentował to rosyjski opozycjonista Ilia Ponomariow.
Zgodnie z najnowszą instrukcją banki powinny wszelkie operacje dokonywane przez firmy i osoby fizyczne z tych krajów „uznawać za podejrzane i natychmiast informować organy kontroli".
„Takie podejście umotywowane jest sankcjami (...) i odwetowymi krokami Rosji. To jest główna przyczyna. Logika Rosfinmonitoringu polega na tym, że banki powinny brać pod uwagę i bronić interesów kraju rodzinnego, mieć przed oczyma jego pozycję na arenie międzynarodowej" – tłumaczył gazecie „Izwiestia" anonimowy urzędnik „bliski agencji kontroli finansowej".
Rezultatem takich działań może jednak być to, że przebywający w Rosji cudzoziemcy będą dostawali pieniądze ze swoich kont z dużym opóźnieniem lub nie dostawali wcale. Nie będą mogli również wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje.
Na skutek skandalu, jaki wybuchł po opublikowaniu pisma do banków, agencja nadzoru finansowego zaprzeczyła w końcu, by je wysyłała. Zdaniem Rosfinmonitoringu nastąpiła pomyłka: w piśmie mowa była o „organizacjach finansowych", a nie o bankach. „Dla banków istnieje specjalne rozporządzenie banku centralnego" – oświadczyła służba prasowa agencji.