Turcja poprosiła o zwołanie Rady Północnoatlantyckiej (ambasadorowie 28 państw NATO) w celu omówienia sytuacji po atakach terrorystów Państwa Islamskiego z terytorium Syrii oraz separatystów kurdyjskich z terytorium Iraku. Spotkanie odbędzie się we wtorek w trybie artykułu 4 Traktatu Waszyngtońskiego. Mówi on o tym, że każdy z sojuszników może poprosić o konsultacje w sytuacji, gdy „zagrożona jest integralność terytorialna, polityczna niezależność lub bezpieczeństwo któregokolwiek z nich".

W 66-letniej historii NATO do artykułu 4 odwoływano się do tej poru cztery razy. Trzykrotnie robiła to Turcja — w 2003 roku chodziło o zagrożenie ze strony Iraku i dwa razy w 2012 roku jak powód podawała zagrożenie ze strony Syrii. Za każdym razem prosiła o wsparcie wojskowe i dostawała je: NATO rozmieszczało na granicach Turcji dodatkowe baterie rakiet Patriot. Czwarty przypadek dotyczył Polski, która przywołała artykuł 4 w marcu 2014 roku w związku z konfliktem rosyjsko-ukraińskim. Polska jednak, co zaskakujące, nie mówiła o zagrożeniu swojego bezpieczeństwa, ale ogólnie o sytuacji Sojuszu w obliczu agresywnych zachowań Rosji. W zamian nie dostała więc żadnego konkretnego wsparcia, ale zapewnienie o solidarności.

Tym razem może być podobnie, bo Ankara też nie chce konkretnej pomocy wojskowej. — Turcja ma bardzo potężną armię i bardzo potężne siły bezpieczeństwa. Nie było więc wniosku w sprawie pomocy wojskowej NATO — ujawnił w wywiadzie dla BBC Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO. Zdaniem Norwega Turcja jest wystarczająco silna w walce z Państwem Islamskim i może poradzić sobie sama. Natomiast jeśli chodzi o starcia z Kurdami, to wspólnota atlantycka jest nieco bardziej ostrożna, bo pojawiają się obawy o wykorzystywanie przez Ankarę pretekstu do atakowania Kurdów. Zarówno Stoltenberg, jak i szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini zaapelowali do Turcji o kontynuowanie procesu pokojowego.

—Anna Słojewska z Brukseli