Szefowie rządów Grupy Wyszehradzkiej, czyli Polski, Czech, Słowacji i Węgier, spotkają się 6 września w Pradze, żeby wzmacniać wspólny front przeciw forsowanym przez Brukselę obowiązkowym kwotom uchodźców.
– Jeśli przyjmiemy mechanizm automatycznej redystrybucji uchodźców, to pewnego dnia obudzimy się w Słowacji ze 100 tysiącami przybyszów ze świata arabskiego. Nie chciałbym, żeby mój kraj miał taki problem – oświadczył Robert Fico, premier tego kraju. Wcześniej przekonywał, że Słowacja może przyjmować tylko uchodźców będących chrześcijanami. Podobne pomysły pojawiały się w Polsce, nasz kraj odrzuca też proponowany przez Brukselę system przydziału uchodźców według klucza liczby ludności i bogactwa danego kraju.
Tusk nie zwołuje szczytu
Kraje Europy Środkowo-Wschodniej nie mają jednak w Brukseli wielu sojuszników. Po ich stronie jest Donald Tusk, przewodniczący Rady Europejskiej, któremu na szczycie UE w maju udało się zablokować wprowadzenie obowiązkowych kwot.
Nie przeszkodziło to jednak Komisji Europejskiej, popieranej mocno przez Niemcy, w złożeniu konkretnej propozycji legislacyjnej zawierającej takie kwoty. Teraz w obliczu kolejnych tragedii na Morzu Śródziemnym Bruksela przygotowuje nawet bardziej zaawansowany pakiet, a Berlin i Paryż nawołują do wspólnej polityki azylowej. Tusk opiera się naciskom i nie zwołuje nadzwyczajnego szczytu UE, ale na wniosek Francji dojdzie do specjalnego spotkania ministrów spraw wewnętrznych 14 września.
Szantaż moralno- -ekonomiczny
Czy krajom starej Unii uda się przeforsować nowe rozwiązania bez zgody tzw. nowych państw członkowskich (tych, które przystąpiły do UE w 2004 roku i później), jeszcze nie wiadomo. Polski rząd argumentował, że potrzebna jest do tego jednomyślność. Zachód może jednak zastosować inną metodę: pomieszanie szantażu moralnego z ekonomicznym.