Wybory do Bundestagu dopiero za rok, lecz wszystko, co dzieje się na niemieckiej scenie politycznej, podporządkowane jest temu wydarzeniu. Tym bardziej że wstępem do przyszłorocznego sezonu wyborczego jest elekcja prezydenta RFN w lutym przyszłego roku. Mógłby nim zostać po raz wtóry Joachim Gauck, lecz od dawna dawał do zrozumienia, że nie jest zainteresowany. Zdania nie zmienił, powodując spore zamieszanie polityczne.
Rzecz w tym, że największe partie polityczne – CDU i SPD – nie chcą ryzykować, wystawiając własnych kandydatów, którzy mogliby mieć problemy w uzyskaniu bezwzględnej większości w Zgromadzeniu Federalnym, dokonującym wyboru prezydenta. A to byłby wysoce niepożądany sygnał dla ponad 40 mln niemieckich wyborców, którzy we wrześniu przyszłego roku zadecydują o tym, czy Angela Merkel stanie po raz czwarty na czele rządu.