– „System" zrobił wszystko, aby nigdy nie doszło do prawdziwej debaty. Ale teraz będziemy ją mieli. To będzie debata między patriotami a ultraglobalistami, zwolennikami dzikiej deregulacji, między ludem a aroganckimi elitami, które go ciemiężyły – mówiła po ogłoszeniu wyników Marine Le Pen. Jako jedyna spośród 11 kandydatów noc wyborczą spędziła nie w Paryżu, lecz w małym miasteczku Henin Beaumon na granicy z Belgią, gdzie bankructwo przemysłu ciężkiego doprowadziło do ogromnego bezrobocia. To jeszcze jeden sygnał rozdźwięku między „establishmentem" a „zwykłymi ludźmi".
Przy bardzo wysokiej (blisko 80 proc.) frekwencji Le Pen nie tylko powtórzyła sukces swojego ojca sprzed 15 lat i weszła do drugiej tury. Jej wynik (22,8 proc.) jest zdecydowanie lepszy niż Jeana-Marie Le Pena w 2002 r. (17 proc.). I w przeciwieństwie do ojca, który w konfrontacji z Jacques'em Chirakiem w drugiej turze właściwie nie zyskał dodatkowych głosów, Marine Le Pen, jeśli wierzyć sondażom, może otrzymać 7 maja poparcie nawet 40 proc. Francuzów.
– To będą bardzo trudne dwa tygodnie kampanii. Każde słowo będzie się liczyć, każdy błąd Macrona i Le Pen, a także sposób, w jaki inni kandydaci wyrażą poparcie dla przedstawiciela centrystów. Nic nie jest jeszcze przesądzone – ostrzega Jean-Marie Colombani, były redaktor naczelny „Le Monde".Na razie wszystkie sondaże wskazują na przytłaczające zwycięstwo Emmanuela Macrona w starciu z liderką Frontu Narodowego. Zdaniem Colombaniego Le Pen już zresztą odniosła ogromny sukces, definiując na nowo debatę polityczną we Francji. Bo oto znika podział na lewicę i prawicę, a pojawia się rywalizacja między zwolennikami liberalizmu i integracji europejskiej z jednej strony oraz protekcjonizmu i nacjonalizmu z drugiej. Jedyną przedstawicielką tej drugiej staje się właśnie Le Pen.
Z niebytu do sukcesu
Ale bezprecedensowy w historii współczesnej Francji sukces odniósł też Macron (23,2 proc.). Zupełnie nieznany jeszcze trzy lata temu, zanim został mianowany ministrem finansów przez François Hollande'a, w ciągu roku stworzył od zera ruch En Marche! (Naprzód!), który ma już 250 tys. członków, dwa razy więcej niż Partia Socjalistyczna. Choć była to jego pierwsza kampania wyborcza, nie popełnił zasadniczych błędów (poza radykalnym obciążeniem Francji winą za kolonizację Algierii).
Wynik zawdzięcza też w ogromnym stopniu słabości kontrkandydatów z Partii Socjalistycznej i Republikanów. Oba ugrupowania wybrały w prawyborach radykalnych polityków, pozostawiając Macronowi polityczne centrum, z czego znakomicie skorzystał. Po niezwykle miernej kadencji François Hollande'a w tych wyborach zwyciężyć miała bowiem umiarkowana prawica.