Niemcami rządzi lobby samochodowe

Oszustwa niemieckich koncernów samochodowych ujawniają niebezpieczne związki przemysłu i polityki.

Aktualizacja: 03.08.2017 16:29 Publikacja: 02.08.2017 19:18

Kanclerz Merkel spotyka się często z szefami koncernów samochodowych, na zdjęciu z prezesem Daimlera

Kanclerz Merkel spotyka się często z szefami koncernów samochodowych, na zdjęciu z prezesem Daimlera Dieterem Zetsche

Foto: materiały prasowe

Po samochodach ze znaczkiem VW czy Daimlera przyszedł czas na Porsche. Minister transportu zarządził wycofanie z rynku 22 tysięcy porsche cayenne z silnikami Diesla, gdyż zainstalowane w nich silniki firmy Audi emitowały znacznie więcej szkodliwych substancji, niż deklarował producent.

Decyzja ta oznacza, że niemiecki rząd nie zamierza przyglądać się dalej bezczynnie temu, co dzieje się z firmami samochodowym. Jest to branża zatrudniająca 800 tys. pracowników i prawdziwa duma Niemiec. Samochody made in Germany sprzedają się jak świeże bułeczki na całym świecie, przynosząc ogromne wpływy eksportowe i budżetowe. Jednak to może się wkrótce zmienić, jeżeli seria skandali zataczać będzie coraz większe kręgi.

Polityka i biznes

Niemieckie media zastanawiają się, jak to możliwe, że koncerny samochodowe pozwalają sobie na tego rodzaju manipulacje, narażając na straty nie tylko własnych akcjonariuszy, ale i całą gospodarkę. Zbyt bliskie powiązania koncernów z polityką sprawiły, że szefowie firm samochodowych poczuli się całkowicie bezkarnie, przymykając oko na oszustwa swych konstruktorów – twierdzi telewizja publiczna ZDF, jak i wiele innych mediów.

– Kto działa w ten sposób, niszczy fundamenty gospodarki rynkowej – pisze „Frankfurter Allgemeine Zeitung". Ale działa bezkarnie, jak wynika z rezultatów środowego posiedzenia w Berlinie specjalnego gremium złożonego z przedstawicieli koncernów, szefów landów oraz rządu federalnego. Ustalono jedynie, że 5 milionów samochodów z silnikami Diesla w Niemczech ma zostać wycofanych z rynku i wyposażonych na koszt producenta w nowe programy komputerowe.

Posłowie do dyspozycji

– Mamy do czynienia z specyficzną symbiozą polityki i biznesu, nie tylko w przemyśle samochodowym, ale tutaj związki są nazbyt widoczne – mówi „Rzeczpospolitej" Jochen Staadt, politolog z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie.

W radach nadzorczych wielu firm zasiadają czynni politycy, czerpiąc z tego dodatkowe dochody.

Jak wyniki z opublikowanych właśnie danych Bundestagu, posłowie zarobili z tego tytułu w ostatnich czterech latach 26,5 mln euro. Z tego 22,08 zgarnęli deputowani CDU oraz bawarskiej CSU. Wielu polityków zmienia zawód, stając się lobbystami. Najczęściej wymieniany obecnie przykład to Matthias Wissman, polityk CDU, dobry znajomy kanclerz Angeli Merkel, z którą utrzymuje przyjacielskie kontakty.

Jest od kilku lat szefem Federalnego Związku Przemysłu Samochodowego (VDA), który dba o interesy koncernów samochodowych na szczeblu federalnym. Doradcą BMW jest Joschka Fischer, były szef MSZ. Daimler zatrudnił na stanowisku swego głównego lobbystę Eckarta von Klaedena, byłego ministra w Urzędzie Kanclerskim i zaufanego pani kanclerz.

– Przemysł werbuje najchętniej polityków z drugiego rzędu, którzy mają znajomości i dojścia – mówi niemieckim mediom Tobias Austrup z Greenpeace Deutschland. Podaje przykład Stephana Harbartha, posła CDU, który jako adwokat reprezentuje VW w sprawach o oszustwa emisyjne. Jako członek komisji ds. ochrony konsumenta ma wgląd w odpowiednie akta i z tego korzysta. W sumie w Berlinie działa 5 tys. lobbystów. Na jednego posła przypada więc ośmiu przedstawicieli biznesu. Prym wiedzie przemysł samochodowy.

Podobnie jak w UE, gdzie VW, BMW i Daimler oraz VDA przeznaczyły trzy lata temu na lobbing 10 mln euro. To więcej niż wszystkie pozostałe koncerny samochodowe działające w Brukseli. – Mamy do czynienia z lobbykracją – twierdzą Markus Balser oraz Uwe Ritzer w niedawno wydanej książce: „Lobbykratie – Wie die Wirtschaft sich Einfluss, Mehrheiten, Gesetze kauft" (Lobbykracja – Jak przemysł kupuje wpływy, większość i ustawy). Zwracają w niej uwagę na coraz częstsze zaangażowanie kancelarii adwokackich w lobbing oraz tworzenie niby niezależnych think tanków.

Najpierw gospodarka

– Można śmiało powiedzieć, że niemiecki przemysł ma przeważający wpływ na podejmowane decyzje polityczne – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Karl Brenke z Niemieckiego Instytutu Gospodarczego (DIW). Nie chodzi tylko o bezpośredni wpływ na polityków w postaci działań lobbystycznych.

Zdaniem Brenke wszystkie najważniejsze decyzje podejmowane przez polityków wielu szczebli, w tym także przez rząd federalny, podejmowane są z uwzględnieniem ich wpływu na stan niemieckiego przemysłu, głównie zaś na poziom zatrudnienia w całej gospodarce. Przy tym rząd dysponuje udziałami w największym niemieckim koncernie, jakim jest Volkswagen, i z tego tytułu dba w sposób szczególny o interesy tej firmy. – Kanclerz Angela Merkel przeciwstawiła się potężnemu lobby niemieckiego przemysłu w sprawie sankcji na Rosję po inwazji na Krym, ale miała za sobą Unię Europejską oraz administrację Baracka Obamy – podkreśla Brenke. Niemiecki przemysł jest świadom tych uwarunkowań, lecz nie do końca się z nimi liczy.

Najlepszy przykład to projekt Nord Stream 2, o który zabiega obecnym szef MSZ Sigmar Gabriel (SPD). Jako minister gospodarki był w przeszłości częstym gościem Władimira Putina na Kremlu, gdzie prezentował się jako zwolennik budowy drugiej nitki gazociągu północnego, którym jest do dzisiaj. Merkel powtarza przy tym wszem wobec, że jest to prywatny projekt gospodarczy z udziałem konsorcjum europejskich koncernów energetycznych (w tym dwu niemieckich) oraz Gazpromu i rząd nie zamierza w niego ingerować. Sytuację zmieniają jednak nowe amerykańskie sankcje wobec Rosji obejmujące także europejskie koncerny zaangażowane w projekt Nord Stream 2. Berlin zapowiada obronę za pośrednictwem Brukseli.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1177
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1176
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1175
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1174
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1173