Zeszycik Jeanne Ponte jest dziś w Strasburgu znacznie bardziej strzeżonym dokumentem niż projekty wielu dyrektyw, nad którymi debatuje unijny parlament. Młoda asystentka francuskiego eurodeputowanego Edouarda Martina od lipca 2014 r. notuje przypadki niewłaściwego zachowania wobec niej samej i koleżanek ze strony posłów, urzędników Komisji Europejskiej, przedstawicieli krajów członkowskich. Wszystko z nazwiskami, które jednak na razie nie dostały się do mediów.
Zaczęło się od próby zatrzymania 24-letniej wówczas Jeanne przez jednego z niemieckich eurodeputowanych przy wyjściu z sali obrad. Dziewczyna została złapana za talię, musiała niemal siłą odmówić zaproszenia na kawę. Kiedy indziej otrzymała w nocy od innego deputowanego zdjęcia, której jej po cichu zrobił w ciągu dnia. Był też poseł, który dopytywał się, czy nosi pończochy od Chantal Thommassa czy może od Le Bourget. Łącznie 50 podobnych lub poważniejszych przypadków, jakie przeżyła w ciągu trzech lat pracy w europarlamencie Francuzka lub o jakich usłyszała od swoich koleżanek.
Po wybuchu afery Weinsteina Martin zachęcił swoją asystentkę do podzielenia się z mediami tymi doświadczeniami, choć dotąd nikt nie został przez nią oskarżony.
– 95 proc. kobiet, które występują do sądu przeciw osobom, które je molestują, tracą pracę. O twarde dowody zaś trudno – mówi Ponte.
Ale nie tylko ona jest na tropie molestujących eurodeputowanych. Portal Politico otworzył specjalną stronę, gdzie ofiary molestowania w unijnych instytucjach mogą opowiedzieć swoją historię. Na razie zrobiło to 87 osób. Jest przypadek asystentki, której zaproponowano kontrakt w zamian za usługi seksualne. Innego współpracownika, któremu eurodeputowany kazał zamówić prostytutki. A także przypadek, gdy młode kobiety były wysyłane na kolacje do posłów PE, aby ich „przekonać" do poparcia takiej czy innej inicjatywy ustawodawczej.