- Wyłączenie prądu sparaliżowało prace senatu, a wyobraźcie sobie, co by się działo, gdyby odłączono nam internet – przekonywała senatorów szefowa Rady Federacji Walentyna Matwijenko. Tuż przed głosowaniem bowiem zgasło światło w budynku rosyjskiego senatu, po czym z trudem udało się uruchomić wszystkie systemy elektroniczne.
Przy czym Matwijenko – mówiąc o odłączeniu internetu – odwoływała się do słów deputowanych, którzy byli inicjatorami projektu ustawy. A ci twierdzili, że Rosja musi przyjąć takie prawo, gdyż jesienią 2018 roku USA zmieniła swoją doktrynę bezpieczeństwa i to Waszyngton chce odciąć Rosję od internetu. Kreml postanowił wyprzedzić Biały Dom i sam zablokować dostęp spoza Rosji do swojej sieci.
Przyjęta ustawa nie precyzuje jednak zagrożeń dla rosyjskiej części internetu. Wprowadza natomiast zdublowany system blokowania dowolnych zasobów sieci, do których władze zakażą dostępu. Jeden taki system bowiem już istnieje i internetowi operatorzy mają obowiązek blokowania dostępu do „zakazanych treści" (zakazy wprowadzał dotychczas sąd, ale od początku roku częściowe uprawnienia dostała też państwowa instytucja „Roskomnadzor").
Wprowadzany obecnie system blokad będzie zarządzany centralnie właśnie przez „Roskomnadzor", ale nie wiadomo, jak będzie działał. Rosyjscy eksperci wskazują, że nie istnieją jeszcze odpowiednie urządzenia, ani ich oprogramowanie. Na stworzenie odpowiedniej infrastruktury potrzeba będzie 2-3 lat.
- Obywatele zauważą, że internet podrożał, znikają mniejsi ale tańsi operatorzy, część zasobów sieci jest niedostępna – opisał ekspert Aleksandr Isawnin jak będzie rozwijała się sytuacja. – Niestety, obecne prawo napisane jest bardzo technicznym językiem i dlatego zwykłym ludziom nie wydaje się niebezpieczne – dodał.