Pandemiczne ograniczenia dotyczą i modlitw w meczetach, i świętowania w gronie rodziny i przyjaciół. Ramadan to nie tylko post, trwający od świtu do zmierzchu, ale i zaduma i radość.
Rok temu prawie wszędzie meczety były zamknięte. Teraz w wielu krajach muzułmańskich są otwarte – w różnym stopniu. W Kuwejcie tylko dla mężczyzn, w Zjednoczonych Emiratach Arabskich trzeba mieć własny dywanik i modlić się w maseczce. W meczetach nie wypożycza się też papierowych egzemplarzy Koranu, można czytać z ekranu. W wielu krajach sunnickich nocne ramadanowe modlitwy, tarawih, mogą trwać tylko pół godziny. Tak jest w Arabii Saudyjskiej, Egipcie czy Tunezji.
– W normalnych warunkach tarawih może trwać i pięć godzin. Nie ma określonej długości. To kilka modlitw jedna za drugą, niektórzy potrafią przeczytać połowę Koranu, imam z kairskiego Al-Azhar to w czasie tylko jednej modlitwy wyrecytował najdłuższą surę, co zajęło półtorej godziny – mówi „Rzeczpospolitej" pochodzący z Egiptu Adham Abd al-Aal z Muzułmańskiego Związku Religijnego w RP.
W Polsce, gdzie społeczność muzułmańska to kilkadziesiąt tysięcy wiernych, meczety są jednak zamknięte. – W Europie jest dużo więcej zakażeń niż w państwach arabskich, więc tam można trochę otworzyć – wyjaśnia Adham Abd al-Aal. On spędza ramadan samotnie: – Moja siostra i moja córka pracują w szpitalach, gdzie się leczy zakażonych covidem. Doszliśmy do wniosku, że rozsądnie będzie się spotykać online. W tej formule będę się też spotykał z liderami społeczności muzułmańskiej w Europie, od Portugalii i Wielkiej Brytanii po Litwę i Ukrainę.
W Tunezji, gdzie jak na świat arabski zakażeń jest sporo, przez pierwsze dwa tygodnie ramadanu obowiązuje godzina policyjna od 22.00 do 5.00. Zakazane jest świętowanie w większym gronie, także w domach.