Lodersleben, miejscowość w Saksonii Anhalt, w której mieszka 900 osób, zdobyła niechcianą sławę wrogo nastawionej do cudzoziemców. Kilkanaście dni temu grupa miejscowych wyrostków usiłowała podpalić budynek, w którym mieszkała szóstka Polaków.
Nasi rodacy przyjeżdżają do Lodersleben od lat, żeby pielęgnować pola chmielu lokalnej spółdzielni rolniczej. – Nigdy nie spotkały nas żadne przykrości, ale więcej tu nie przyjadę, bo nie chcę znów przeżyć tego, co się wydarzyło dwa tygodnie temu – mówi Małgorzata Białek z Wrocławia. Wie doskonale, że sprawcy ataku są już w areszcie, a po zmierzchu jest więcej patroli policyjnych. Strach pozostał. – Obudził nas odgłos tłuczonego szkła. Potem poczuliśmy swąd i wybiegliśmy na zewnątrz. Pomieszczenie na parterze było już w ogniu – opowiada pani Małgorzata. Policja ujęła sprawców błyskawicznie. – Z dotychczasowych ustaleń wynika, że był to zaplanowany akt wrogości wobec cudzoziemców – mówi Klaus Wiechmann, rzecznik prokuratury w Halle.
Jeden z wyrostków wrzucił butelkę z benzyną, ale nie wywołała pożaru. Wskoczył więc do środka i podpalił ją
Sprawcami okazała się czwórka Niemców w wieku 17 – 20 lat o przekonaniach neonazistowskich. Była z nimi 17-letnia dziewczyna, ale nie jest podejrzaną w sprawie. Czas spędzali na libacji w pobliżu kwatery Polaków. Około drugiej w nocy ruszyli w miasto. Mieli kilka pustych butelek i koktajl Mołotowa. Jeden z wyrostków wrzucił butelkę z benzyną do wnętrza, ale nie wywołała pożaru. Wskoczył więc do środka i podpalił benzynę. – To barbarzyństwo. Zniszczyli naszą reputację – mówi burmistrz Lodersleben Horst Habig.
W kilka dni po zamachu mieszkańcy miasteczka spotkali się na nabożeństwie i wysłuchali kazania, w którym pastor mówił wiele o tolerancji, miłości bliźniego, ksenofobii i niedopuszczalności wszelkich aktów przemocy. Delegacja mieszkańców odwiedziła Polaków, prosząc o wybaczenie. – Nasza rozmowa była przyjacielska, ale nie jestem pewien, czy zdołaliśmy odzyskać zaufanie naszych gości – mówi Habig. – Dbają o nas jak nigdy dotąd. Wożą nas do supermarketu na zakupy i troszczą się, jak mogą – mówi Andrzej Kuzicki z Tyrawy koło Sanoka.