Od niezwykle poważnych po śmieszne, wręcz bezsensowne – takie są amerykańskie referenda lokalne, tradycyjnie organizowane równolegle z wyborami prezydenckimi, parlamentarnymi i lokalnymi. Gdyby przyjęto wszystkie zgłoszone propozycje, ich realizacja powiększyłaby dług stanów, hrabstw i miast o kolejnych 66 miliardów dolarów.
Tym razem największe znaczenie ma referendum w Kalifornii. „Propozycja numer osiem”, zwana Prop Eight, to projekt zmiany stanowej konstytucji przez dodanie słów: „Jedynie małżeństwo pomiędzy mężczyzną i kobietą jest ważne lub uznane w Kalifornii”. Próba zakazania małżeństw homoseksualnych to odpowiedź na postanowienie stanowego Sądu Najwyższego, który zniósł ustawę określającą małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety.
Siły zwolenników i przeciwników „Prop Eight” były zbliżone. Sympatia do kandydata demokratów w wyborach prezydenckich w tym przypadku nie okazała się rozstrzygająca. Biali zwolennicy Baracka Obamy byli co prawda za odrzuceniem zakazu małżeństw homoseksualnych, ale tym razem zmobilizowali się czarnoskórzy wyborcy, którzy są bardziej konserwatywni. Mieszkańcy Kalifornii rozstrzygali też, czy niepełnoletnie kobiety będą mogły poddać się aborcji dopiero 48 godzin po powiadomieniu ich rodziców. Sprawa aborcji decydowała się też w Dakocie Południowej. Poddano tam pod głosowanie poprawkę do konstytucji zabraniającą aborcji z wyjątkiem przypadków ciąży będącej wynikiem gwałtu i w razie zagrożenia życia matki.
Były również zaskakujące referenda. W Kalifornii wyborcy decydowali m.in., czy kurom i prośnym świniom nie należy się więcej przestrzeni życiowej – zgodnie z propozycją powinny móc leżeć, stać i swobodnie się obracać. W Massachusetts zapadała decyzja o ewentualnym zakazie komercyjnych wyścigów psów. A w stanie Iowa wyborcy rozważali skreślenie z ordynacji wyborczej słów „idiota lub wariat” z opisu osób uprawnionych do głosowania.
– Jest rzeczą zdrową dla demokracji, by istniał system, w którym każda osoba może z pasją przedstawić własną propozycję głosowania w jakiejś sprawie i żeby nikt jej nie zmuszał do uzyskania potwierdzania, że jej pomysł nie jest głupi – mówi prof. John Matsusaka, szef Instytutu Inicjatyw i Referendów, cytowany przez dziennik „National Post”.