Śledztwo w sprawie pustego grobu

Sceptycy często pytają nas, dlaczego wierzymy w zmartwychwstanie. Tymczasem to my powinniśmy ich pytać: dlaczego nie wierzycie, skoro dostarczamy wam tylu dowodów.

Publikacja: 11.04.2009 15:00

Matthias Grunewald „Żołnierze strzegący grobu Chrystusa, w chwili Zmartwychwstania”. Fragment otłarz

Matthias Grunewald „Żołnierze strzegący grobu Chrystusa, w chwili Zmartwychwstania”. Fragment otłarza z Insenheim. (ok. 1512-1516)

Foto: Brigdeman Art Library

Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa – wydarzenie będące fundamentem wiary chrześcijańskiej – często określane jest mianem mitu. Nieprawdopodobnej legendy, która została rozpropagowana w Europie przez grupę nawiedzonych sekciarzy lub oszustów, a następnie stała się podstawą do założenia szeregu zinstytucjonalizowanych organizacji religijnych z Kościołem katolickim na czele.

Z czasem chrześcijanie rozpropagowali jednak ten mit na połowę świata. Dziś wierzy w niego już jedna trzecia mieszkańców globu, czyli grubo ponad dwa miliardy ludzi. Gdyby przyjąć tok rozumowania sceptyków, zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa byłoby więc największym kłamstwem w historii świata. Diabolicznym spiskiem lub fatalną pomyłką, której konsekwencje nie mają sobie równych w dziejach planety.

Ateiści przekonują bowiem, że zmartwychwstanie – zresztą jak każde inne wydarzenie mieszczące się w kategoriach metafizycznych – po prostu nie mogło mieć miejsca. Twierdzenie, że było inaczej, wykształconego i myślącego logicznie człowieka może narazić tylko na śmieszność. Żeby nie być gołosłownym, warto przytoczyć choćby opinię najbardziej znanego obecnie ateisty świata profesora Oksfordu Richarda Dawkinsa.

Zapytany, co się stało – skoro zmartwychwstanie jest mitem – z ciałem Jezusa Chrystusa, odparł: – To samo, co się stanie z ciałami wszystkich nas, gdy umrzemy. Rozłożyło się. Teorie, że Jezus wstał z grobu, a następnie wstąpił do nieba, są mniej więcej tak samo dobrze udokumentowane jak baśń o Jasiu i magicznej fasoli. Zmartwychwstanie jest całkowicie niezgodne z ustaleniami zaawansowanej nauki.

Na ogół właśnie w taki sposób przedstawiany jest spór na temat autentyczności zmartwychwstania. Z jednej strony racjonalne, rzeczowe argumenty i powaga nauki, z drugiej ślepa wiara naiwnych, zabobonnych chrześcijan. Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana – również druga strona ma swoje racjonalne argumenty.

Śmierć Jezusa Chrystusa podlega bowiem tym samym prawom jak każde inne wydarzenie. Na podstawie dostępnych źródeł i rekonstrukcyjnych dociekań można spróbować odtworzyć prawdziwy przebieg tego wydarzenia. O próbę odpowiedzi na pytanie: co tak naprawdę stało się tego – kluczowego dla historii świata – dnia poprosiliśmy trzech wybitnych chrześcijańskich biblistów.

Profesora Roberta H. Steina z Seminarium Teologicznego Południowych Baptystów w Louisville, profesora Edwina M. Yamauchiego z Uniwersytetu w Miami oraz profesora Richarda Bauckhama ze szkockiego Uniwersytetu Świętego Andrzeja.

[srodtytul]Czy Jezus był postacią historyczną?[/srodtytul]

Próba racjonalnego rozwiązania zagadki zmartwychwstania sprowadza się w zasadzie do ustalenia tego, co się stało z ciałem Jezusa z Nazaretu. Skazańca, który został ukrzyżowany przez Rzymian na jednym ze wzgórz pod murami Jerozolimy i pochowany w pobliskim grobie. Trzy dni po egzekucji ciało zniknęło z krypty. Każdy detektyw, który miałby do czynienia z taką sprawą, zacząłby zapewne od potwierdzenia tożsamości zabitego.

Być może bowiem człowiek, o którym mowa, nigdy nie istniał. – Żaden poważny naukowiec nie postawi dziś takiej tezy. Jezus był postacią historyczną i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Dowodem na to jest wielka ilość źródeł z epoki, także pozabiblijnych i niechrześcijańskich. Pisali o nim żydzi, pisali Rzymianie. Choćby słynne Testimonium Flavianum Józefa Flawiusza czy „Roczniki” Tacyta, w których jest mowa o prześladowaniach, jakie za czasów Nerona spadły na chrześcijan. Jest tam wyraźnie napisane o Jezusie, który został skazany na śmierć przez Poncjusza Piłata – mówi prof. Yamauchi.

Podobnego zdania jest prof. Stein: – Rozmaitych zapisów i wzmianek dotyczących Jezusa jest rzeczywiście niezwykle dużo, co nawiasem mówiąc, potwierdza, jak ważną był postacią. Myślę, że wiemy o nim więcej niż o większości osób żyjących w tamtych czasach. Twierdzenie, że Jezus nie istniał, jest tak samo rozsądne jak twierdzenie, że fikcyjną postacią był Cezar. Tezę taką w XIX wieku stawiał znany niemiecki teolog Bruno Bauer. Nikt, nawet ateiści, nie brał go jednak poważnie.

Najważniejszym źródłem dotyczącym zmartwychwstania Jezusa są Ewangelie. Czy jednak źródła te są wiarygodne i autentyczne? – Jeżeli rzeczywiście mielibyśmy do czynienia z dokonanym po wielu latach fałszerstwem, byłoby to najdoskonalsze fałszerstwo w dziejach. Jest to po prostu niemożliwe, Ewangelie były bowiem cytowane przez wielu innych autorów i na tej podstawie możemy dość precyzyjnie określić datę ich powstania – podkreśla prof. Bauckham.

I dodaje: – Teksty te są również pełne rozmaitych szczegółów i niuansów, które pokazują, że zostały napisane przez ludzi doskonale znających realia epoki. Historycy nie mają wątpliwości, że powstały pomiędzy końcem lat 60. i końcem lat 90. Wcześniej zaś opowieść o zmartwychwstaniu była przekazywana ustnie przez naocznych świadków tego wydarzenia – apostołów.

Zdaniem badaczy na rzecz autentyczności Ewangelii przemawiają także różnice pomiędzy poszczególnym Ewangeliami: – Inny styl, inne słownictwo inny sposób myślenia. Nie ma natomiast sprzeczności rzeczowych. I właśnie tak jest, jak cztery różne osoby opisują jakieś wydarzenie. Opisują je bowiem z czterech punktów widzenia. Gdyby ktoś sfałszował Ewangelie, wszystkie zawierałyby taką samą wersję wydarzeń – mówi prof. Stein.

[srodtytul]Czy Jezus mógł przetrwać egzekucję?[/srodtytul]

Ustalenie, że Jezus z Nazaretu był postacią autentyczną – człowiekiem z krwi i kości, który żył w starożytnej Palestynie i został zabity przez Rzymian – nie dowodzi jednak jeszcze, że zmartwychwstanie rzeczywiście się wydarzyło. Być może, wbrew temu, co napisano w Ewangeliach, mężczyzna ten okrutną egzekucję przeżył. Odbył krótką rekonwalescencję i powrócił do uczniów.

– Zachowało się wiele zapisów dotyczących ukrzyżowań. Wiemy więc sporo o tej technice uśmiercania ludzi. Była wyjątkowo okrutna. Skazaniec powoli dusił się pod ciężarem własnego ciała. Rzymscy żołnierze, którzy byli prawdziwymi zawodowcami i znali się na zadawaniu śmierci, mieli zaś sposoby, aby się upewnić, że egzekucja zakończyła się sukcesem. Jeżeli mieli jakiekolwiek wątpliwości, łamali ofierze nogi. Wtedy mogli być pewni, że nie przeżyje. W przypadku Jezusa uznali to jednak za niepotrzebne. Cios włócznią w bok wystarczył. Byli przekonani, że nie żyje, i nie mogli się pomylić – podkreśla profesor Yamauchi.

Być może jednak na skutek jakiegoś nieprzewidywalnego zbiegu okoliczności tym razem doszło do przeoczenia. Nawet najlepsi profesjonaliści czasami popełniają pomyłki. – Załóżmy, że tak się stało. Ale przecież Rzymianie nie byli ostatnimi ludźmi, którzy mieli kontakt z ciałem. Co z rodziną? Co z tymi, którzy brali udział w składaniu Jezusa do grobu? Żydzi zawsze sprawdzali, czy przypadkiem nie doszło do pomyłki. Mieli zwyczaj podstawiania pod nozdrza nieboszczyka różnych przedmiotów, na przykład monet. Sprawdzali, czy nie ma śladów oddechu. Zapewne tak było i tym razem. Wszystko to świadczy o tym, że Jezus w chwili składania go do grobu nie żył – uważa prof. Robert H. Stein.

Profesor Bauckham: – Załóżmy, że za sprawą jakiegoś nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności Jezus jednak utrzymał się przy życiu. Ten człowiek po straszliwej kaźni, jaką przeszedł, znajdowałby się przecież na granicy śmierci! Potrzebowałby bardzo długiego czasu, aby wydobrzeć, aby móc stanąć na nogi. Na pewno nie byłby w stanie chodzić, rozmawiać ze swoimi uczniami, a tym bardziej przekonać ich, że zmartwychwstał. W relacjach ludzi, którzy go widzieli po ukrzyżowaniu, nie ma zaś słowa o tym, żeby znajdował się w krytycznym stanie. Wprost przeciwnie. Pokazywał swe rany, ale zachowywał się jak zdrowy człowiek.

Profesor Stein wskazuje zaś na problemy natury technicznej, które pojawiłyby się przed Chrystusem, gdyby się ocknął zamknięty w grobie i chciał się z niego wyzwolić. – Kamień, którym zamknięto grobowiec, był bardzo ciężki. Mógł ważyć nawet dwie tony. Znajdował się w specjalnym, lekko pochyłym wyżłobieniu. Żeby go przesunąć, potrzeba było kilku silnych mężczyzn. Tymczasem ciężko ranny Chrystus musiałby to zrobić sam, i to z bardzo niewygodnej pozycji. Od środka nie miał bowiem żadnego punktu zaczepienia. To tak, jakby chciał przetoczyć samochód, nie napierając na niego z tyłu, ale z boku, opierając się na zamkniętych drzwiach i szybie.

[srodtytul]Czy apostołowie wykradli ciało?[/srodtytul]

W przekazie o zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa kluczowe są zeznania świadków. Kobiet, które przyszły do jego grobu i zastały go pustym, a także apostołów, którym się ukazał. Należy więc w tym miejscu zadać pytanie o wiarygodność tych osób. Być może ich relacje są nieprawdziwe lub są efektem pomyłki. Być może zrozpaczone kobiety, które przyszły namaścić ciało, ze zdenerwowania pomyliły groby.

Prof. Stein: – To niemożliwe. Jezus został pochowany w prywatnym grobie przygotowanym dla bogacza Józefa z Arymatei. Grób ten nie znajdował się na publicznym cmentarzu, gdzie są setki takich samych grobowców, tylko na uboczu. Kobiety nie poszukiwały więc grobu numer 105 czy 874, ale szły prosto do celu. Naprawdę trudno sobie wyobrazić, żeby zaledwie po

36 godzinach zapomniały, gdzie spoczęła osoba, którą kochały najbardziej na świecie.

Profesor Bauckham zwraca zaś uwagę na to, że nie były one jedynymi osobami, które widziały pusty grobowiec: – Wyobraźmy sobie taką sytuację: do uczniów przybiegają kobiety i opowiadają o tym, co się stało. O tym, że nie ma ciała ich mistrza, i o tym, że ukazały im się dwaj aniołowie. Uczniowie oczywiście natychmiast pobiegli do grobu przekonać się na własne oczy. Czy oni również pomyliliby drogę i trafili do innego grobowca?

Również profesor Robert H. Stein uważa, że taka pomyłka zostałaby szybko wyjaśniona:

– Zrobiłyby to władze. Zarówno żydowskie, jak i rzymskie. Z ich perspektywy to wyglądało mniej więcej tak: był człowiek imieniem Jezus, który sprawiał im poważne kłopoty. Wyeliminowali go, ale nagle pojawia się wiadomość o zniknięciu ciała. Jego uczniowie mówią, że to dowód na to, że zmartwychwstał, że był Mesjaszem. Cóż prostszego niż zwołać ludzi, pokazać im prawdziwy grób i ciało. To przede wszystkim władzom powinno zależeć na wyjaśnieniu takiej pomyłki. Tymczasem nikt jej nie wyjaśnił.

Może jednak uczniowie byli kłamcami? Być może grób rzeczywiście był pusty, ale dlatego, że to właśnie oni wykradli ciało Jezusa i ogłosili, iż ich mistrz zmartwychwstał. – Przypominam, że apostołowie byli później straszliwie prześladowani, że zostali zamordowani. Czy ludzie poświęciliby własne życie w imię wymyślonego przez siebie kłamstwa? Z punktu widzenia psychologicznego jest to zupełnie nieprawdopodobne. Ten jeden argument obala całą tę teorię – podkreśla prof. Edwin M. Yamauchi.

Tego samego zdania jest profesor Stein: – Najwybitniejszy niemiecki znawca Nowego Testamentu w XX wieku Rudolf Bultmann (który sam uważał, że zmartwychwstanie to mit) napisał, że w całej tej historii pewna jest tylko jedna rzecz: apostołowie naprawdę w nią wierzyli. Co do tego nie ma wątpliwości. I jeszcze drobna kwestia techniczna. Przed grobem stali rzymscy strażnicy, którzy rzekomo mieli zasnąć, gdy wykradano ciało. Proszę sobie wyobrazić odsunięcie dwutonowego kamienia bez obudzenia tych ludzi. Apostołowie musieliby mieć jakieś supernowoczesne gadżety rodem z filmów o Jamesie Bondzie.

[srodtytul]Czy Jezus miał sobowtóra?[/srodtytul]

Śmierć Jezusa Chrystusa dla jego uczniów była przeżyciem traumatycznym. Ich ukochany mistrz został na ich oczach brutalnie zamordowany. Istnieje teoria, że tak silnie wpłynęło to na ich psychikę, że w kilka dni później doznali zbiorowej halucynacji. Że tak bardzo chcieli, aby Jezus Chrystus do nich powrócił, iż doznali wizji, którą później do końca życia uznawali za rzeczywistość.

– Takie rzeczy rzeczywiście się zdarzają, ale my nie mówimy o garstce osób. Według źródeł w jednym przypadku Jezusa Chrystusa po śmierci widziało aż 500 osób. Taki tłum nie może mieć halucynacji. Poza tym ludzie doznają takich wizji na ogół wtedy, gdy czegoś mocno pragną lub się czegoś spodziewają. Tymczasem Żydzi tamtych czasów nie znali pojęcia zmartwychwstania indywidualnego, zmartwychwstania jednego człowieka. Spodziewali się, że wszyscy ludzie wstaną z grobów naraz, gdy nastąpi koniec świata i zostaną poddani boskiemu osądowi. Zmartwychwstanie Jezusa była dla nich czymś całkowicie nowym, nieoczekiwanym i zaskakującym.

Profesor Stein: – Przypominam, jak zachowywali się ci świadkowie. Kobiety nie szły do grobu, żeby spotkać żyjącego Chrystusa, ale po to, by namaścić jego ciało. Gdy zobaczyły otwarty grób, zapytały osobę, którą wzięły za ogrodnika, „gdzie go zabrali”. Podobnie apostołowie. Oni także nie dowierzali. A Tomasz nie uwierzył, dopóki nie dotknął ran swojego mistrza. Ci ludzie nie byli sobie w stanie wyobrazić czegoś takiego jak zmartwychwstanie. Dlatego na pewno tego nie wymyślili.

Pozostaje więc jeszcze jedno wytłumaczenie. Może Jezus miał sobowtóra? Kogoś, kto wyglądał bardzo podobnie do niego i kto po jego śmierci rozmawiał z uczniami. – Gdy stracisz kogoś, kogo kochasz, to rzeczywiście widzisz go w każdym przechodniu po drugiej stronie ulicy. Bardzo szybko jednak się okazuje, że się myliłeś. Pomyłka się wyjaśnia, gdy podchodzisz bliżej. Tego typu mgnienia czy ulotne doznania nie przekonują ludzi. Tymczasem to wydarzenie zrobiło gigantyczne wrażenie! Całkowicie odmieniło życie wielu osób. Czy oni wszyscy mogli go pomylić z innym człowiekiem? Wątpię. Przecież spędzili ze swoim mistrzem tyle czasu, znali na pamięć jego gesty, jego głos – mówi prof. Bauckman.

Profesor Stein: – Teoria o sobowtórze jest jedną z serii zwariowanych teorii, którymi na siłę próbuje się wyjaśnić to niewygodne dla wielu wydarzenie. Bardzo łatwo jednak takie tezy obalić. Bo skoro to był sobowtór, to spiskowcy musieliby mu wyciąć na ciele takie same rany, jakie miał Jezus. To oczywiście było niemożliwe. Inna szalona teoria, z jaką się spotkałem, mówiła o tym, że przez trzy dni ciało Jezusa się całkowicie rozłożyło. Przeistoczyło w jakiś gaz. Pamiętam, że powiedziałem wtedy: „rozumiem, że trudno ci uwierzyć w cud, ale nie próbuj wymyślić kolejnego cudu, żeby go obalić”.

Profesor Yamauchi: – Na temat zmartwychwstania rzeczywiście wymyślane są nieprawdopodobne rzeczy. To porusza ludzką wyobraźnię. Warto przytoczyć tu choćby głośną ostatnio książkę „Kod Leonarda daVinci” czy teorię, że Jezus przeżył i wyjechał do Kaszmiru. W wydanej w latach 60. książce „Passover Plot” Hugh J. Schonfield stawia zaś tezę, że to Jezus z grupą zaufanych ludzi sfabrykował własną śmierć i zmartwychwstanie. Wszystko to jednak nie ma nic wspólnego z prawdą, nie ma potwierdzenia w źródłach i po prostu nie trzyma się kupy.

[srodtytul]Jak było naprawdę?[/srodtytul]

Jakie jest więc racjonalne wytłumaczenie tego, co się stało? – Naukowymi metodami możemy dojść tylko do jednego prawdopodobnego i logicznego wyjaśnienia: Jezus Chrystus rzeczywiście zmartwychwstał. I nie jest to żadna bajka czy zabobon, bo do tego wniosku doszliśmy przecież, stosując klasyczny warsztat historyka. Poprzez krytyczną analizę źródeł – mówi prof. Bauckham.

Prof. Yamauchi: – Wszystko to, o czym mówiliśmy, świadczy, że zmartwychwstanie to nie legenda. Dowodem koronnym jest jednak fenomen, jakim było i jest chrześcijaństwo. Gdyby Chrystus umarł i został pochowany jak każdy inny człowiek, upłynęłoby wiele lat, być może nawet stuleci, zanim legenda o jego zmartwychwstaniu zaczęłaby oddziaływać na ludzi. Tak to bowiem jest z mitami, że potrzebują czasu. Tymczasem w tym wypadku od razu po śmierci Jezusa jego uczniowie głosili Ewangelię i oddawali za nią życie. A chrześcijaństwo rozprzestrzeniało się w błyskawicznym tempie: Rzym, Syria, Mezopotamia. Z setek wiernych szybko zrobiły się tysiące i dziesiątki tysięcy.

Prof. Stein: – Zmartwychwstanie nie tylko odmieniło ludzkość w sensie duchowym czy metafizycznym. Ono miało również skutki czysto materialne, polityczne. Całkowicie odmieniło bieg historii. Można śmiało powiedzieć, że było najważniejszym wydarzeniem w historii ludzkości. To chyba też potwierdza to, że stało się wówczas coś doprawdy niezwykłego. Czy spisek kilku nawiedzonych uczniów czy też powstała po latach mglista legenda mogłyby na dłuższą metę zrobić tyle zamieszania? Choć to wydaje się nieprawdopodobne, zmartwychwstanie jest jedynym logicznym wyjaśnieniem tajemnicy zniknięcia ciała Jezusa z Nazaretu. Sceptycy często pytają nas, dlaczego wierzymy w coś takiego jak zmartwychwstanie. Tymczasem to my powinniśmy ich pytać: dlaczego w nie nie wierzycie, skoro dostarczamy wam tylu dowodów.

Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa – wydarzenie będące fundamentem wiary chrześcijańskiej – często określane jest mianem mitu. Nieprawdopodobnej legendy, która została rozpropagowana w Europie przez grupę nawiedzonych sekciarzy lub oszustów, a następnie stała się podstawą do założenia szeregu zinstytucjonalizowanych organizacji religijnych z Kościołem katolickim na czele.

Z czasem chrześcijanie rozpropagowali jednak ten mit na połowę świata. Dziś wierzy w niego już jedna trzecia mieszkańców globu, czyli grubo ponad dwa miliardy ludzi. Gdyby przyjąć tok rozumowania sceptyków, zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa byłoby więc największym kłamstwem w historii świata. Diabolicznym spiskiem lub fatalną pomyłką, której konsekwencje nie mają sobie równych w dziejach planety.

Pozostało 96% artykułu
Społeczeństwo
Sondaż: Którym zagranicznym politykom ufają Ukraińcy? Zmiana na prowadzeniu
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Antypolska nagonka w Rosji. Wypraszają konsulat, teraz niszczą cmentarze żołnierzy AK
Społeczeństwo
Alarmujące dane o długości życia w USA. Amerykanie będą żyć dłużej, ale nie bardzo
Społeczeństwo
WHO o tajemniczej chorobie z Afryki: Zagraża dzieciom
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Społeczeństwo
Katedra Notre Dame ponownie otwarta. „To, co niemożliwe, stało się możliwe”