W wieku 82 lat zmarł w piątek profesor Leszek Kołakowski, filozof, historyk filozofii i myśli religijnej. Po wydarzeniach marca 1968 r., pozbawiony katedry na Uniwersytecie Warszawskim, wyjechał z Polski. Wykładał między innymi w Yale, Berkeley, Chicago i Oksfordzie. Jego najbardziej znaczące dzieło to „Główne nurty marksizmu”, inne ważne książki to „Obecność mitu”, „Czy diabeł może być zbawiony”, „Jeśli Boga nie ma...”, „O co nas pytają wielcy filozofowie”.
Był zdeklarowanym marksistą, stopniowo coraz wyraźniej zajmującym pozycje rewizjonistyczne. Z PZPR wyrzucono go w 1966 r. po wygłoszeniu wykładu w dziesięciolecie Października. W 1976 roku, po zajściach w Radomiu i Ursusie, był jednym z członków założycieli Komitetu Obrony Robotników. Powszechnie uznawano go za najważniejszego polskiego dysydenta.– Z wielkim żalem przyjęliśmy tę wiadomość – powiedziała rektor Uniwersytetu Warszawskiego Katarzyna Chałasińska-Macukow. – To wielka strata dla środowiska w kraju i na świecie.
– Pokazał, że nie ma filozofii bez myślenia o religii. Podniósł tę kwestię do rangi pierwszorzędnej, uważając chrześcijaństwo za pewnego rodzaju seminarium ducha europejskiego – wspomina socjolog Paweł Śpiewak. – Był nie tylko intelektualistą, docenić powinniśmy także jego działalność publiczną – mówi profesor Ryszard Legutko.