W sobotę studenci przemaszerowali ulicami Wiednia, paraliżując ruch. Przed Urzędem Kanclerskim postawili na bruku budziki wskazujące pięć minut przed dwunastą. – Pora obudzić kanclerza Wernera Faymanna! – krzyczeli. Przed Ministerstwem Szkolnictwa domagali się ustąpienia szefa resortu Johannesa Hahna. – Panie ministrze! Uczelnie płoną – krzyczeli zgromadzeni, powiewając transparentami, na których wypisali: „Precz z opłatami za studia”, „Na edukacji nie wolno oszczędzać!”.
Protesty studenckie rozpoczęły się okupacją auli Uniwersytetu Wiedeńskiego. Dziś uniwersytety okupują już nie tylko wiedeńczycy, ale też studenci Grazu, Linzu, Innsbrucka, Salzburga i Klagenfurtu. Żądają, by gabinet Wernera Faymanna wycofał się z wprowadzenia czesnego i egzaminów na wyższe uczelnie. Ignorują pomysły Johannesa Hahna, który chce ustanowić limity przyjęć na najbardziej obciążone kierunki: socjologię, medycynę, filozofię i psychologię.
Jednym z powodów decyzji rządu jest masowy napływ studentów z Niemiec, którzy wykorzystują fakt, że w Austrii na pierwszy rok studiów przyjmuje się wszystkich chętnych. Przed rokiem na austriackich uczelniach studiowało 6 tysięcy Niemców. W tym roku na pierwszy semestr zapisało się 18 tysięcy.
Do protestów studentów przyłączyli się profesorzy. – Przepełnione sale, drogie podręczniki, nadprogramowe godziny przeczą zapisom konstytucji, która gwarantuje bezpłatny dostęp do kształcenia – ostrzegł Senat Uniwersytetu Wiedeńskiego. – Młodzi ludzie i tak są sfrustrowani brakiem pracy po studiach.
Do podobnych protestów doszło w roku 2000, kiedy prawicowy rząd Wolfganga Schüssela wprowadził czesne za studia. Potem kolejny, lewicowy, rząd Alfreda Gusenbauera wycofał się z opłat. Ale wyższe uczelnie trzeszczą w szwach. Na semestr zimowy zapisało się o 25 procent więcej chętnych niż przed rokiem, a liczba studiujących w Austrii przekroczyła 300 tysięcy osób.