Co roku w nocy z 12 na 13 grudnia przed domem gen. Wojciecha Jaruzelskiego przy ul. Ikara na warszawskim Mokotowie gromadzi się tłum ludzi. Większość przychodzi protestować przeciwko nierozliczeniu Jaruzelskiego za jego działanie w okresie PRL.
13 grudnia 1981 r. zaczął się w Polsce stan wojenny. Na czele Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego stanął Jaruzelski, który był I sekretarzem KC PZPR. Kluczowe funkcje pełnił też, gdy doszło do krwawej pacyfikacji protestów w grudniu 1970 r. oraz podczas interwencji w Czechosłowacji w 1968 r.
Były szef CBA Mariusz Kamiński był na wszystkich protestach przed jego domem. – Wygrana wyborcza SLD w 1993 roku była dla nas olbrzymim szokiem. Okazało się, że do władzy wracają ludzie, którzy współodpowiadają za zbrodnie okresu PRL – mówi "Rz" Kamiński, wówczas lider Ligi Republikańskiej. – Do tego w przestrzeni publicznej wszelkie próby dyskusji o lustracji polityków, o pociągnięciu do odpowiedzialności komunistycznych zbrodniarzy były torpedowane, a ludzie, którzy się tego domagali, nazywani oszołomami, ciemnogrodem i wyszydzani przez większość mediów – wspomina.
Do Ligi Republikańskiej przyłączyli się działacze Niezależnego Zrzeszenia Studentów, Radykalnej Akcji Antykomunistycznej oraz Federacji Młodzieży Walczącej. Pierwsza pikieta odbyła się pod domem gen. Jaruzelskiego 13 grudnia 1993 r.
– Przemówienie wygłosił chyba Igor Szczęsnowicz, ówczesny szef NZS na UW. Wówczas jeszcze nie przychodziliśmy pod dom generała w nocy – wspomina Maciej Wąsik, były wiceszef CBA, w latach 90. działacz Ligi Republikańskiej. – Następnego roku zrobiliśmy pikietę pod domem Czesława Kiszczaka. Rok później powróciliśmy do Jaruzelskiego i od tego czasu pikiety odbywają się już zawsze w nocy z 12 na 13 grudnia. Przynosiliśmy zdjęcia poległych górników z Wujka, paliliśmy świeczki – opowiada. Na pikiety specjalnie z Krakowa przyjeżdżał też Maciej Gawlikowski, w czasach PRL jeden z przywódców podziemnego KPN, dziś reżyser, autor głośnego filmu "Zastraszyć księdza" opisującego mechanizmy działań IV Wydziału Służby Bezpieczeństwa. – Pikiety miały niesamowity klimat – w środku nocy, na trzaskającym mrozie stała milcząca grupa ludzi, trzymając zdjęcia ofiar Jaruzelskiego, płonęły świece i znicze. O północy apel poległych i "Wieczne odpoczywanie...". Żadnych krzyków, jazgotu. To robiło wielkie wrażenie – mówi Gawlikowski.