Polem niecodziennej bitwy między rodzicami maluchów a urzędnikami stała się kawiarnia w dzielnicy Nunawading. Chodnik przed lokalem często pokryty był dziecięcymi rysunkami. Maluchy bawiły się kredą, podczas gdy rodzice pili kawę.
- Ostatnio odwiedził nas inspektor i powiedział, że pojawiły się skargi i musimy zabronić dzieciom rysowania przed kawiarnią - powiedziała "The Herald Sun" Sally White, właścicielka White's Cafe. - To smutne, przecież to nie jest graffiti. Dzieci wybuchnęły płaczem, gdy im o tym powiedzieliśmy.
Urzędnik powołał się na ustanowione przez radę dzielnicy prawo, które mówi, że niedozwolone jest "niszczenie, uszkadzanie i ingerowanie w cokolwiek, co znajduje się na drodze lub terenie publicznym". Wyjaśnił także, że dziecięce bazgroły łamią ogólnokrajowe prawo dotyczące graffiti. Nakazał zaprzestanie procederu, nie karząc równocześnie właścicieli kawiarni grzywną.
Reakcja klientów, często rodziców małych dzieci, była błyskawiczna. Prawie 200 osób podpisało się pod petycją sprzeciwiającą się takiej interpretacji przepisów. Kawiarnię White'ów odwiedził wkrótce major Ben Stennett. Wyjaśnił zbulwersowanym dorosłym, że chciałby wydać odpowiednie zezwolenia i uchylić kontrowersyjny zakaz, ale ma związane ręce. - Tłumaczył, że to rodziłoby pytania o kwestie higieny i bezpieczeństwa, w przypadku, gdyby ktoś potknął się o rysujące na chodniku dziecko - relacjonowała jedna z matek.
- Przecież dzieci są bezpieczniejsze, kiedy mają jakieś zajęcie, a nie biegają w tę i z powrotem po pasażu handlowym albo jezdni - denerwowała się 33-letnia Alison Peatman, matka czwórki dzieci.