Obniżenie wieku emerytalnego to jedno z najważniejszych haseł w kampanii wyborczej. Ubiegający się o fotel prezydenta z ramienia PiS Andrzej Duda zadeklarował, że jeśli zostanie wybrany, przywróci wiek przechodzenia na emeryturę sprzed reformy. Czyli będzie to nie 67 lat, lecz ponownie 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn.
Jak pisaliśmy, swoje stanowisko w tej sprawie łagodzi także prezydent Bronisław Komorowski. Jego zdaniem można rozważyć taką zmianę systemu, by o przechodzeniu na emeryturę decydował nie tylko wiek, ale też staż pracy.
Nie mieć czasu na rozmyślania
Czy polskim pracownikom tak bardzo zależy na tym, by prawo do emerytury nabywać wcześniej? W ciągu ostatnich 20 lat wiek, w którym rezygnują z pracy, wyraźnie poszedł w górę (choć nadal daleko mu do 67 lat). Z raportu demografów z Uniwersytetu Łódzkiego wynika, że od 1992 r. średni wiek przechodzenia na emeryturę wzrósł z 57 do 59 lat. Skok ten jest widoczny zwłaszcza w przypadku kobiet. W 1992 r. panie rynek pracy opuszczały, mając przeciętnie 55 lat. Teraz – 59. Co więcej, nie ma już w zasadzie różnicy między wiekiem przechodzenia na emeryturę kobiet i mężczyzn.
Przyczyna? Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku, wskazuje na zlikwidowanie wcześniejszych emerytur. – Do 2008 roku 80–90 proc. pań odchodziło z pracy przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Dziś wcześniej aktywność zawodową kończy mniej niż co druga – mówi.
Ale zmiana przepisów to tylko jedna z przyczyn. Wiele kobiet nie chce już w jesieni życia zajmować się wyłącznie wnukami. Przeciwnie, wielu zależy na tym, by pracować tak długo, jak tylko się da. Tak robiła pani Krystyna, księgowa spod Sochaczewa, która w tym roku kończy 75 lat. – Byłam skarbnikiem w gminie. Na emeryturę przeszłam niespełna siedem lat temu, czyli mając 68 lat – opowiada.
Dlaczego tak późno? – Wójt mnie prosił, bym jeszcze została. Byłam w pełni sił, a po śmierci męża nie chciałam zamykać się sama w czterech ścianach domu. Czułabym się bardzo samotna – przekonuje nasza rozmówczyni.
Jej zdaniem kontakt z innymi ludźmi ułatwił jej przeżycie żałoby i zapobiegł depresji. – W urzędzie miałam dużo pracy, musiałam się ciągle doszkalać i nie miałam czasu rozmyślać o tym, co się stało. W domu moje myśli krążyłyby pewnie tylko wokół zmarłego męża – tłumaczy pani Krystyna.