Badacze z uniwersytetu Canterbury nazywają to zjawisko wyścigiem zbrojeń w świecie zabawek. Producenci zabawek walczą o uchwycenie uwagi dzieci na jak najdłuższy czas, a to z kolei staje się coraz trudniejsze, gdy konkurencją są produkty ze świata wirtualnego jak gry video i aplikacje.
Klocki Lego tracą jedną ze swoich podstawowych cech - niewinność. Z żółtych twarzy strażaków, policjantów i rycerzy schodzi nieśmiertelny namalowany czarną kreską uśmiech. Jego miejsce zastępuje grymas gniewu, usta krzywią się w rozmaitych okrzykach bitew, a dobroduszne postacie życia codziennego oddają pole super bohaterom z kinowych produkcji.
Duńska firma produkuje klocki od 1949 roku. Pierwszy raz jakakolwiek broń pojawiła się w 1978 roku w zestawie z zamkiem i rycerzami. Dziś różnego rodzaje narzędzia do zabijania występują w co trzecim pudełku z klockami. Na podstawie katalogów Lego pomiędzy 1973 i 2015 rokiem stwierdzono, że pomysły na przygody postaci ze świata klocków stają się coraz bardziej związane z przemocą i walką. Strzelanie, groźby i zachowania związane z robieniem sobie krzywdy można spotkać w 40 proc. zestawów.
Sprzedaż przemocy i walki to sposób, w jaki Lego wygrała w ostatnich latach walkę o przetrwanie na rynku. Popularne w XX wieku klocki nie były w stanie dotrzymać kroku nowym filmom i grom komputerowym. Duńczycy na przełomie 2003 i 2004 roku byli zagrożeni bankructwem. Trzeba było wymyślić strategię firmy na nowo i sięgnąć po bohaterów, którzy wcześniej nie byli przedstawiani pod postacią żółtych ludzików. Zmiany się opłaciły, firmie pomógł także sukces animowanego filmu o przygodach postaci z klocków. Widmo upadłości zamieniło się w 11 lat ciągłego poprawiania wyników. W 2015 roku Lego osiągnęło zysk netto w wysokości 1,4 mld dolarów.
Rzecznik Lego twierdzi, że zabawa klockami pozwala na rozwijanie dziecięcej kreatywności, a nie jedynie na obcowanie z agresją. Duńczycy chwalą się, że Lego jest w stanie dostarczyć radości 100 mln dzieciom w 140 krajach na całym świecie.