Psycholog, który orzekł, że 7-latek musi iść do szkoły specjalnej uznał, że chłopiec nie rozwinął wymaganych w tym wieku umiejętności społecznych, ponieważ jego rodzice byli nadopiekuńczy, co wyrażało się m.in. w uniemożliwianiu mu zabawy z rówieśnikami.
W efekcie - zdaniem psychologa - chłopiec nie poradzi sobie w normalnej szkole.
Tymczasem rodzice odrzucają te zarzuty twierdząc, że chłopiec miał "normalne dzieciństwo". Obawiają się też, że nauka w szkole specjalnej ograniczy możliwości rozwoju ich dziecka.
Dlatego też skierowali sprawę do Sądu Federalnego w Lozannie, który podtrzymał jednak decyzję psychologa. Teraz rodzice zamierzają skierować sprawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Tymczasem szwajcarska fundacja Pro Juventute alarmuje, że dzieci w Szwajcarii mają coraz mniej okazji, by bawić się poza domem bez nadzoru rodziców. W latach 70-tych dziecko spędzało w czasie takiej zabawy 3-4 godziny dziennie - podkreślają przedstawiciele fundacji. Obecnie jest to średnio 32 minuty (w niemieckojęzycznej części Szwajcarii) lub 20 minut (we francuskojęzycznej części kraju).