Patrol ustawiony na środku drogi przed Choroszczą pod Białymstokiem to pierwszy sygnał, że sytuacja jest nadzwyczajna, zatrzymywane są samochody jadące od strony wschodniej granicy – ciężarówki i osobowe, najchętniej furgonetki. Na stacji benzynowej w Czarnej Białostockiej, już na trasie do Sokółki i Kuźnicy wzburzenie, bo wielu kierowców nie zdążyło przejechać na Białoruś, mimo że przyjechali na przejście jeszcze w poniedziałek. Spod zamkniętego we wtorek od 7 rano przejścia zawracani są wszyscy, nawet ci, którzy czekali już kilkanaście godzin.
Nerwowe oczekiwanie
W Sokółce odległej od Kuźnicy o 14 kilometrów życie toczy się swoim rytmem, ludzie robią zakupy, a ulicami przejeżdżają wojskowe wozy opancerzone. Na linii strefy zamkniętej przed Kuźnicą kontrola jest już szczegółowa: sprawdzane są dokumenty, przeszukiwane samochody. Przejeżdżają tylko ci, którzy mieszkają w strefie.
Kilka kilometrów dalej, za granicą z Białorusią, jak opowiadają kierowcy, którym udało się rano wjechać do Polski, kilka tysięcy ludzi koczuje na ziemi, palą ogniska, pilnowani przez zamaskowanych białoruskich funkcjonariuszy.
Z informacji od polskich służb wynika, że w prowizorycznym obozowisku we wtorek nadal przebywało ok. 800 osób. Nie wiadomo, co stało się z grupą między 3 a 4 tys. ludzi, którzy szli z Mińska w stronę polskiej granicy (nagrał ich dron, film pokazał MON). Jak mówią nam pogranicznicy, zostali ulokowani w lasach. – Spodziewamy się szturmu na granicę – mówi nam jeden z funkcjonariuszy.
Czytaj więcej
„Jest więcej wojska, posterunków, policji, uzbrojonych pojazdów. Ale przede wszystkim jest więcej...