Gabriel Graczyk przyszedł na świat jako wcześniak, z ciężką wadą podniebienia. Lekarze cudem utrzymali go przy życiu. Rodzice jednak nie zdążyli się nim nacieszyć. Sąd Rejonowy w Wągrowcu zdecydował, że powinni zostać pozbawieni praw do opieki nad nim. Lista argumentów jest długa. Państwo Graczykowie są niepełnosprawni intelektualnie, życiowo niezaradni, nie mają stałej pracy, zajmują niewielkie mieszkanie, bez ogrzewania i łazienki. Wniosek – nie będą się w stanie zająć chorym dzieckiem.

Rodzice Gabriela nie mogą się pogodzić z decyzją. – Chcemy wychować synka. Na pewno damy sobie radę – zapewnia Piotr Graczyk. Podobnego zdania jest adwokat reprezentujący rodzinę. – Państwo Graczykowie potrafią o siebie zadbać, choć wymagają pomocy. Tyle że do tej pory nikt im tej pomocy nie chciał udzielić – twierdzi mecenas Stanisław Kępiński. – A przecież można było im przydzielić mieszkanie socjalne czy ułatwić znalezienie pracy odpowiadającej ich możliwościom. Gmina nie ma sobie nic do zarzucenia. – Zapewniam, że państwo Graczykowie są objęci opieką. O szczegółach nie mogę mówić – ucina Barbara Koczorowska z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wągrowcu.

Tymczasem Gabriel od urodzenia przebywa w szpitalu. Sąd nakazał umieścić chłopca w specjalistycznym ośrodku albo u rodziny zastępczej. Do tej pory nie udało się tego zrobić, bo brakuje i miejsc, i chętnych. – Chłopiec przeszedł już dwa zabiegi, wkrótce czeka go trzeci. Leży na oddzielnej sali. Robimy, co w naszej mocy, by zapewnić mu jak najlepsze warunki. Powoli przygotowujemy się na to, że pierwsze urodziny spędzi u nas – przyznaje Adam Pezacki, ordynator oddziału dziecięcego Szpitala Powiatowego w Wągrowcu. – To chora sytuacja – twierdzą rodzice chłopca, którzy odwołali się od decyzji sądu. W piątek sprawą Gabrysia zajął się Sąd Okręgowy w Poznaniu. Postanowił zbadać stan zdrowia chłopca, a potem pomóc znaleźć taki ośrodek, w którym mógłby mieć on kontakt z rodzicami.

– Najważniejsze, by nie zostali definitywnie pozbawieni władzy rodzicielskiej. Z czasem dziecko mogłoby do nich wrócić – podkreśla Kępiński. To niejedyna taka historia. Nadal nierozstrzygnięta jest sytuacja Róży Szwak z Błot Wielkich. Krótko po urodzeniu sąd odebrał ją rodzicom, uznając, że są niezaradni, a w ich domu panuje bałagan. Kilka miesięcy później dziewczynka wróciła do domu. Nie wiadomo, na jak długo, bo sąd musi rozpatrzyć kuratorski wniosek o pozbawienie Szwaków władzy rodzicielskiej. Niedawno media obiegła też historia 11-letniego Sebastiana z Bystrzycy Nowej pod Lublinem. Sąd nakazał umieścić go w domu dziecka. Uznał, że jego rodzice są „niewydolni wychowawczo“, gdyż mają złą sytuację finansową i chorują.