Gdyby Juan Carlos wiedział, jaką burzę wywołają refleksje jego żony o gejach, religii i aborcji, zapewne poradziłby jej – w bardziej kurtuazyjnej formie – to samo co liderowi Wenezueli Hugo Chavezowi na szczycie w Santiago (a powiedział mu, by się zamknął).
Królowa, która podzieliła się swymi opiniami z dziennikarką Pilar Urbano, ma kłopoty. Po gejach, Zofię i autorkę książki „Królowa z bardzo bliska” potępili konstytucjonaliści.
Cóż takiego powiedziała? Że jest przeciwna eutanazji i aborcji. Uważa, że należy uczyć dzieci religii. Homoseksualiści mogą brać śluby, ale „niech nie nazywają tego małżeństwem”. Lewicowe media natychmiast zakrzyknęły, że Zofia może mieć własne zdanie, ale nie powinna go wyrażać.
Sprawę drążą teraz deputowani i konstytucjonaliści. Rząd ma odpowiedzieć parlamentowi na piśmie, co myśli o wypowiedziach królowej, czy zapoznał się z książką przed jej wydaniem, czy Zofia postąpiła nieostrożnie, zwierzając się dziennikarce, i czy nie należy podjąć kroków prawnych przeciw tej ostatniej, jeśli – jak twierdzi Pałac – wykorzystała wypowiedzi udzielone jej prywatnie.
Zgodnie z konstytucją przemówienia króla zatwierdza rząd. Juan Carlos zawsze wyraża stanowisko rządu. Gdy jedzie za granicę, wystąpienia przygotowuje mu MSZ. Do rolników przemawia tekstami z Ministerstwa Rolnictwa. Jak pisze „El Pais”, sam przygotowuje wystąpienia wigilijne, ale i te wysyła wcześniej premierowi.