[b][link=http://www.rp.pl/galeria/2,1,283663.html]zobacz zdjęcia[/link][/b]
W Madrycie w trwającym dwie godziny marszu wzięło udział pół miliona ludzi. W samo południe uczestnicy protestu ruszyli sprzed Ministerstwa ds. Równości, które przygotowuje projekt nowej ustawy aborcyjnej, pod Kongres Deputowanych. „Nie ma prawa do zabijania, jest prawo do życia" – głosił gigantyczny transparent niesiony na czele manifestacji. „Zapatero, twoja matka powiedziała – tak", „Usuńmy ustawę, nie życie" – skandowali protestujący. Większość była ubrana na czerwono. - To dopiero początek – mówi „Rz" szef Instytutu Polityki Rodzinnej Eduardo Hertfelder. – Ukoronowaniem tej mobilizacji będzie wielka manifestacja w okolicach października, listopada, kiedy projekt ustawy będzie gotowy – dodaje.
Hiszpania stała się prawdziwym polem bitwy między obrońcami tradycji i przywiązania do chrześcijańskich wartości a zwolennikami państwa laickiego, z ograniczoną rolą Kościoła katolickiego. Socjalistyczny rząd Zapatero wkroczył na ścieżkę wojny z Kościołem, wprowadzając małżeństwa homoseksualne i szkolne zajęcia z edukacji obywatelskiej, mocno naznaczone lewicową ideologią. Liberalizacja ustawy aborcyjnej (obecne przepisy są zbliżone do polskich) to kolejna odsłona konfliktu.
Na manifestacji zabrakło przywódców prawicowej opozycji. – Partia Ludowa przychodzi na nasze manifestacje wyłącznie wtedy, gdy może zyskać głosy w wyborach – mówił z przekąsem Jesus Poveda, szef ruchu obrony życia Provida Madrid.
O tym, że publiczne występowanie przeciwko aborcji jest obowiązkiem biskupów i wiernych, przypomniał Hiszpanom przed niedzielnymi protestami przewodniczący Papieskiej Akademii Życia arcybiskup Rino Fisichella. – Historia wystawi rachunek obecnym czasom za dramat aborcji – dodał.