Do zamiany dzieci doszło w marcu 1973 roku na oddziale wcześniaków szpitala Nuestra Senora del Pino w mieście Las Palmas na Wyspach Kanaryjskich. Dziewczynki 11 dni leżały w inkubatorach. Nie wiadomo dokładnie, w którym momencie doszło do pomyłki i kto ją popełnił, ale w efekcie jedną z bliźniaczek oddano obcej rodzinie, a druga dorastała razem z obcą dziewczynką, którą uważała za siostrę.
Nikt by się o tym nie dowiedział, gdyby w 2001 roku wychowana przez obcą rodzinę młoda kobieta nie poszła na zakupy do centrum handlowego. Sprzedawczyni jednego z butików – jak się później okazało przyjaciółka jej biologicznej siostry – wprost oniemiała, gdy nie przywitawszy się z nią, obojętnym tonem poprosiła o podanie jakiejś części garderoby. Była tak zszokowana, że zaraz zadzwoniła do wspólnej znajomej i opowiedziała jej o dziwnym zachowaniu przyjaciółki. Gdy ta ostatnia dowiedziała się o wszystkim, kategorycznie oznajmiła, że nie była w butiku koleżanki.
Po jakimś czasie podmieniona bliźniaczka znów przyszła do centrum handlowego. Tym razem sprzedawczyni nawiązała z nią rozmowę i zapytała, kim jest. Powiedziała, że zna młodą kobietą, która wygląda jak ona, tak samo się porusza i ma identyczny głos. Klientka była tak zaintrygowana, że zgodziła się na spotkanie ze swoim sobowtórem. Doszło do niego kilka dni później. Kobiety zaczęły zadawać sobie pytania. Szybko ustaliły, że przyszły na świat w tym samym szpitalu, tego samego roku, ale jedna urodziła się trzy dni później. Na przeprowadzenie badań zdecydowały się jednak dopiero w 2005 roku. Dowiedziały się, że nie tylko są bliźniaczkami, ale ich parametry genetyczne zgadzają się w 99,99 proc.
W zeszłym roku siostry wniosły sprawę przeciwko szpitalowi do sądu i dopiero wtedy napisały o niej hiszpańskie gazety. Adwokat podmienionej siostry zażądał dla niej trzech milionów euro odszkodowania za straty moralne. Szpital próbował zrzucić odpowiedzialność na rodziców.
Twierdził, że jeśli doszło do zamiany, to odbyło się to już po wypisaniu dzieci. Potem oferował siostrom 700 euro za ewentualne uchybienia administracyjne. „W tym czasie rodziło się 60 dzieci dziennie. Nic dziwnego, że coś takiego się zdarzyło, było nas mało” – tłumaczyła lokalnym mediom Densi Calero, pracownica szpitala w latach 70.