W deklaracjach tak, trudniej jest jednak na poziomie konkretnych działań, nawet gdy chodzi o utrzymanie podjętych już zobowiązań. Już w 1970 roku na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ państwa zobowiązały się przeznaczać 0,7 proc. dochodu narodowego brutto na oficjalną pomoc rozwojową. Dziś w UE jedynie Szwecja, Luksemburg, Dania i Holandia wywiązują się z tego zobowiązania. W 2005 roku państwa członkowskie przyjęły plan stopniowego dochodzenia do tego celu sprzed blisko 40 lat. Większość ekspertów i organizacji pozarządowych bije na alarm, że nadal ogromna większość państw członkowskich nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań, a wiele z nich wręcz ograniczyło w ostatnim roku przeznaczane na pomoc rozwojową środki. Niesie to dla nas konkretne konsekwencje. Zwłaszcza teraz, gdy niemal pewnym jest wejście w życie traktatu z Lizbony, UE będzie gotowa instytucjonalnie, by wypełnić swoje aspiracje do odgrywania coraz to bardziej znaczącej roli na arenie międzynarodowej. Europejskie doświadczenie pokazało, że pomoc rozwojowa jest dla naszej wspólnoty podstawowym narzędziem polityki zagranicznej, budowania pokoju, stabilności i dobrobytu na świecie, szerzenia demokratycznych wartości. Trudno sobie więc wyobrazić, że zyskując nowe narzędzia instytucjonalne prowadzenia polityki międzynarodowej, rezygnujemy jednocześnie z tych narzędzi, które tradycyjnie stanowiły nasz wyjątkowy atut. Pomoc rozwojowa przekazywana przez państwa członkowskie UE stanowi aż 60 proc. wszystkich środków na pomoc rozwojową na świecie. Jako wspólnota jesteśmy więc największym na świecie darczyńcą w tej sferze. Ponadto jako Unia Europejska chcemy w większym stopniu zaangażować inne potęgi światowe we wspólne działania w obszarze polityki rozwojowej. Finansowanie na przykład dużych projektów infrastrukturalnych w Afryce, Azji i Ameryce Południowej wspólnie z Chinami, Indiami lub Brazylią jest elementem naszej szerokiej strategii współpracy międzynarodowej. Chcemy przekonywać państwa, które są dziś potęgami regionalnymi i globalnymi, że uznanie ich roli na arenie międzynarodowej wiąże się również z obowiązkiem odpowiedzialnej polityki wobec państw słabo rozwiniętych.
[b]Jaką rolę w tej polityce widzi pan dla Polski? Czy pańskim zdaniem nasz kraj wywiązuje się z tego obowiązku? [/b]
Ostatnio coraz częściej podkreślamy, że Polska i inne państwa, które weszły do Unii Europejskiej w 2004 roku, przestają być nowymi członkami wspólnoty. Przy okazji tego obfitującego w okrągłe rocznice roku podkreślamy, jak wiele udało nam się osiągnąć w ostatnich 20 latach, jak bardzo się rozwinęliśmy. Dowodem naszej dojrzałości na arenie międzynarodowej, gotowości odgrywania faktycznie znaczącej roli polityce europejskiej i polityce zagranicznej byłoby nasze pełne zaangażowanie w politykę rozwojową.
W tej właśnie dziedzinie mamy tak wiele do zaoferowania. Po pierwsze, Polska ma wyjątkowy bagaż doświadczeń, jeśli chodzi o przeprowadzanie reform demokratycznych, zmianę systemu prawnego, budowanie gospodarki wolnorynkowej, promowanie inicjatyw obywatelskich – tymi doświadczeniami musimy się dzielić. Nasz zryw „Solidarności” jest powszechnie uznawany za symbol walki o prawa człowieka, o ludzką godność. Część z naszych doświadczeń może mieć zastosowanie również w regionach, gdzie wyzwania i problemy wydają się być zgoła inne niż te, przed którymi my staliśmy w 1989 roku czy w latach dziewięćdziesiątych. O tym właśnie doświadczeniu – które jest przecież udziałem wszystkich państw Europy Środkowej i Wschodniej – będę chciał powiedzieć również podczas mojej wizyty w Sztokholmie. W trakcie panelu „»Wschód« spotyka »Południe«” chcę pokazać, że państwa naszej części kontynentu mają obowiązek dzielenia się lekcją płynącą z transformacji. Lekcją, która jest ważna dla wszystkich państw rozwijających się dziś. Po drugie, sami przez długi okres byliśmy odbiorcami pomocy płynącej od innych państw i organizacji międzynarodowych. Jeśli przestajemy myśleć o nas samych jako nowicjuszach, nie możemy używać argumentu „państwa na dorobku”, którym często usprawiedliwia się „inne priorytety” w polityce zagranicznej. Wszyscy rozumieją, że Polska i państwa, które weszły do UE w roku 2004 i 2007, są w nieco innej sytuacji gospodarczej. Dlatego właśnie w harmonogramie przyjętym przez UE w 2005 roku, wskazującym drogę dochodzenia do przyjętych zobowiązań w odniesieniu do polityki rozwojowej (docelowo 0,7 proc. dochodu narodowego brutto), nowe państwa członkowskie przyjęły na siebie zobowiązania bardziej rozłożone w czasie. Zadeklarowaliśmy, że do 2010 roku realizowana przez nas pomoc rozwojowa osiągnie poziom 0,17 proc. dnb, a w 2015 roku – 0,33 proc. Są to cele znacznie niższe niż te zadeklarowane przez pozostałych członków UE (odpowiednio 0,51 proc. i 0,7 proc.). Jednak w zeszłym roku wartość polskiej pomocy zmalała, a wielu ekspertów uważa – chyba słusznie – że nie wywiążemy się z przyjętych zobowiązań. Taka polityka podkopuje naszą wiarygodność, zwłaszcza że jesteśmy jedynym krajem UE, który szczyci się wzrostem gospodarczym. Polskie elity polityczne muszą mieć świadomość tego, że brak dobrze zaplanowanej i skoordynowanej polityki rozwojowej – do której wprowadzenia przecież sami się zobowiązaliśmy – przekłada się na pozycję Polski w innych obszarach. Proszę mi uwierzyć, polityka rozwojowa jest ważnym obszarem dla UE i nie możemy sobie pozwolić na nietraktowanie jej poważnie. Wreszcie większe skoncentrowanie naszych wysiłków na polityce rozwojowej może stanowić doskonałe dopełnienie polskiego zaangażowania w operacje wojskowe i pokojowe na świecie. Nasi żołnierze są obecni w wielu rejonach konfliktów. Ich działania i współpraca ze społecznościami lokalnymi w tych miejscach są powszechnie doceniane. Często stawia się nas za przykład. Dzisiaj wiemy to już nie tylko z podręczników, ale z własnego doświadczenia, że operacje wojskowe na dłuższą metę są skuteczne jedynie wtedy, gdy idą w parzę z dobrze zaplanowaną, długofalową pomocą dla rejonu konfliktu.
[b]Jakie widzi pan wyzwania związane z polską prezydencją w kontekście pomocy rozwojowej?[/b]
Nasze przewodnictwo UE w drugiej połowie 2011 roku może być doskonałą okazją, by pokazać, że Polska aktywnie angażuje się w pomoc rozwojową i rozumie jej wagę w polityce UE. Jednak by tak było, już dziś potrzebne są konkretne działania. Wiele osób wskazuje na brak ustawy o pomocy zagranicznej. Wiem, że jej założenia były konsultowane kilka miesięcy temu, i mogę jedynie mieć nadzieję, że długi czas prac nad tą ustawa przełoży się bezpośrednio na jej jakość. Brak takiej ustawy, pozwalającej planować wieloletnią pomoc, koordynować jej priorytety i współpracę wszystkich instytucji i organizacji zaangażowanych w pomoc rozwojową, uniemożliwia skuteczną politykę w tej dziedzinie. To podstawa. Ale żeby skutecznie przygotować ten element naszej prezydencji, powinniśmy kontynuować inicjatywy podejmowane przez te państwa, które będą sprawowały prezydencję przed nami. Warto skoordynować pewne działania podejmowane również przez Komisję Europejska i Parlament. W tym kontekście warto wspomnieć, że rok 2010 będzie Europejskim Rokiem Walki z Ubóstwem i Wykluczeniem Społecznym, a rok 2011 Rokiem Wolontariatu. Podejmując więc kwestie pomocy rozwojowej, polska prezydencja może wyjątkowo silnie wpisać się w szerszy, europejski kontekst. Warto, by Polska zorganizowała na jesieni 2011 roku European Development Days. Pan Maciej Popowski, szef mojego gabinetu, który przed przyjściem do Parlamentu był odpowiedzialny w Komisji Europejskiej właśnie za politykę rozwojową, od jakiegoś już czasu przekonuje odpowiednie osoby w UKIE i MSZ do tego pomysłu. Wiem, że na jego rzecz silnie zaangażował się również pan poseł Filip Kaczmarek, który już drugą kadencję zasada w Parlamencie Europejskim w Komisji Rozwoju. Osób dobrze rozumiejących wyzwania stojące przed polityka rozwojową i znających mechanizmy jej kreowania w UE jest z pewnością więcej – w Parlamencie Europejskim, Komisji, organizacjach pozarządowych. Musimy te osoby zaangażować do współpracy nad polską prezydencją, bo dobrze przygotowani ludzie są kluczem do jej sukcesu. Zanim jednak to wszystko nastąpi, potrzebna jest wola polityczna, by pomoc rozwojową uznać za ważny dla Polski priorytet. Do tej decyzji namawiam gorąco, bo jestem głęboko przekonany, że Polska ma w tej dziedzinie wiele do zaoferowania, że jako naród tradycyjnie szczyciliśmy się gotowością pomocy słabszym i że jako państwo zawsze byliśmy dumni z tego, że dotrzymujemy zobowiązań. Ale co równie ważne, mamy aspiracje odgrywania ważnej roli w UE i w świecie, mamy aspiracje współtworzenia Wspólnoty opartej na pozytywnej wizji, opartej na demokracji i solidarności. Nasze prawdziwe zaangażowanie w politykę rozwojową spełnia te wszystkie kryteria.