Pięciorgu Mongołom, którzy od 11 lat mieszkają w Krakowie, groziła deportacja, bo zaniedbali starania o legalizację swego statusu w Polsce. Czworo nadal jest w strzeżonym ośrodku Straży Granicznej w Przemyślu (najstarszy syn państwa Batdavaa został w Krakowie), ale piątkowa decyzja urzędu już dotarła do naczelnika tego ośrodka.
– Decyzja uprawomocni się w środę i wtedy prawdopodobnie czwórka Mongołów będzie mogła wrócić do Krakowa – poinformowała „Rz” rzeczniczka Urzędu ds. Cudzoziemców Ewa Piechota. Rodzina dostała zgodę na tzw. pobyt tolerowany, który daje jej m.in. prawo do nauki, pracy i opieki medycznej.W walkę o to, by Mongołowie mogli w Polsce pozostać, włączyły się tysiące osób. Od profesorów dwóch studiujących na AGH synów państwa Batdavaa po nauczycieli najmłodszego z rodziny, 11-letniego Karola, który urodził się w naszym kraju.
– Mało pamiętam Mongolię. W domu używamy języka polskiego – twierdzi 22-letni Khash, który pod koniec stycznia obronił pracę inżynierską na AGH. Dowieziono go tam z Przemyśla na kilka godzin pod strażą. Dostał czwórkę z plusem.
Za kilka dni będzie mógł spotkać się z młodszym bratem – 19-letnim Oyunem, który został w Krakowie sam, gdy w połowie stycznia jego rodziców i braci zabrano do ośrodka w Przemyślu. W przetrwaniu w mieście, uiszczeniu opłat za mieszkanie i innych bieżących sprawach pomagają mu sąsiedzi i znajomi.