Dla dwóch małych Szwajcarek to miała być zwykła niedziela spędzona z tatą (rodzice dziewczynek są w separacji). Przerodziła się jednak w koszmar. Matthias Scheep 30 stycznia zabrał sześcioletnie Alessię i Livię do swojego domu w szwajcarskiej miejscowości Saint-Sulpice. Ale zamiast odwieźć je wieczorem do mamy, poinformował tę ostatnią esemesem, że tego nie zrobi. Co wydarzyło się później, stanowi dla policji zagadkę, w której brakuje wielu elementów.
Z Marsylii Matthias Scheep napisał do żony, że jest zdesperowany i nie może bez niej żyć. Tam też kupił trzy bilety na prom na Korsykę i pobrał 7500 euro z bankomatu. 3 lutego policja znalazła jego zwłoki w miejscowości Cerignola we włoskiej prowincji Foggia. Popełnił samobójstwo, rzucając się pod pociąg. W kieszeni miał 100 euro.
Rodzina łudziła się, że Matthias przekazał komuś wybrane z bankomatu pieniądze na opiekę nad dziewczynkami. Kiedy jednak z Cerignoli przychodziły jedna po drugiej koperty z pieniędzmi (w każdej banknot 50 euro), zaczęła tracić nadzieję. – Obawiamy się najgorszego – powiedział wujek dziewczynek Valerio Lucidi. Kiedy w domu ojca znaleziono ubranka bliźniaczek i foteliki samochodowe, policja zaczęła podejrzewać, że dzieci w ogóle nie opuściły Szwajcarii.
Jednak pojawili się kolejni świadkowie, którzy twierdzą, że 31 stycznia widzieli bliźniaczki na promie na Korsykę. Pewna kobieta, która zajmowała sąsiednią kabinę, słyszała wieczorem płacz dzieci i wkrótce potem zobaczyła dziewczynki w bawialni. – To dało mi nową nadzieję – mówiła we włoskiej telewizji matka bliźniaczek. Zaapelowała do wszystkich, którzy mogli widzieć jej córki, żeby zgłaszali się na policję.
Nie wiadomo, co się wydarzyło do momentu samobójstwa ojca w miejscowości Cerignola. Włoska policja przesłuchuje właściciela coffee shopu, który widział ojca z córeczkami odpowiadającymi rysopisowi zaginionych bliźniaczek.