Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"
Holandia była pierwszym krajem na świecie, który zalegalizował eutanazję. Jedynym warunkiem jej przeprowadzenia jest uzyskanie diagnozy potwierdzającej beznadziejny stan zdrowia zainteresowanych i ich dwukrotnego potwierdzenia woli śmierci. Dziś holenderscy lekarze idą jeszcze dalej. Utworzenie kliniki w Hadze, mogącej stacjonarnie uśmiercać około 300 ludzi rocznie, oraz tzw. ambulansów śmierci – 12 dyżurnych zespołów realizujących takie zlecenia na terenie całego kraju, odbiły się głośnym echem nie tylko na naszym kontynencie. Tym bardziej że stowarzyszenie NVVE (Nederlandse Vereiniging voor een Vrijwillig Levenseide) dba o rozgłos.
„Nikt nie jest zobowiązany do życia" – głosi jedno z haseł reklamowych tej organizacji, która zdołała pozyskać tysiące zwolenników, w tym znanych postaci ze świata polityki i kultury, oraz ich datki składające się na jej wielomilionowy budżet. Kolejne postulaty, o których spełnienie walczy szefowa NVVE Petra de Jong, to uchwalenie przez parlament ustawy zezwalającej na eutanazję zdrowych ludzi w wieku powyżej 70 lat, zobowiązanie lekarzy do wyczerpującego informowania pacjentów o możliwościach dobrowolnej śmierci, wprowadzenie do sprzedaży na receptę zabójczych „pigułek ostatniej woli" i dopuszczenie do pomagania w samobójstwach osób bez dyplomów lekarskich, tzw. licencjonowanych akuszerów śmierci. „Czyż nie bardziej okrutne jest zostawienie samym sobie tych, którzy stracili chęć do życia, którzy chwytają się okropnych metod i umierają w koszmarnych warunkach?" – pyta Petra de Jong i dla wzmocnienia swych argumentów sypie drastycznymi przykładami „z życia" – np. jak zdesperowani chorzy rzucają się z okien, kładą się na szynach kolejowych, piją różnorakie chemikalia, a nawet dokonują samospalenia.
Litościwi zabójcy
De Jong, z wykształcenia lekarz pulmonolog, pierwsze doświadczenia z eutanazją zdobyła w czasach, gdy uśmiercanie było jeszcze w Holandii karalne. Jak przyznaje, w 1998 r. pomogła umrzeć cierpiącemu na raka 44-letniemu mężczyźnie. Prosił ją o to wraz z żoną. Jak wspomina, „odszedł godnie". Do dziś Petra de Jong wykonała 16 eutanazji, w tym swoich teściów. Przy tym ostatnim, już legalnym akcie, były obecne jej dwie dorastające córki. Ponoć są wdzięczne, że mogły pożegnać się z babcią i dziadkiem w serdecznej atmosferze, nim usnęli na zawsze. Obecnie de Jong kieruje NVVE i to z jej inicjatywy powstała Klinika Dobrowolnej Śmierci (Levenseindekliniek), otoczona zielenią umieralnia z czerwonej cegły klinkierowej, białymi oknami i z małym parkingiem, gdzie można zaparkować samochód po raz ostatni. Do połowy maja zgłosiło się tam ponad 200 chętnych.
Holandia łamie kolejne bariery i bulwersuje. Ale jej śladami podąża coraz więcej krajów. Po legalizacji eutanazji przez holenderskich parlamentarzystów przed dziesięcioma laty podobne zasady przyjęto w Belgii (Loi relative ą l'euthanasie), w Luksemburgu (Loi sur l'euthanasie et l'assistance au suicie) i w Szwajcarii (tzw. Sterbehilfegesetz). We Włoszech, w Hiszpanii, we Francji, w Austrii i Niemczech trwa gorąca dyskusja na ten temat, obowiązujące przepisy są sukcesywnie rozluźniane, a sędziowie coraz częściej przymykają oczy na uśmiercanie na życzenie, uniewinniając sprawców. Jak w Hiszpanii, gdzie umorzono postępowanie przeciw tym, którzy podali sparaliżowanemu truciznę w kubku ze słomką, czy we Francji, gdzie matka zrobiła cierpiącemu synowi śmiercionośny zastrzyk.