Filantropia w sieci

Dzięki wymyślonemu pięć lat temu serwisowi betterplace.org ludziom z całego świata łatwiej dziś wspierać potrzebujących. Jego twórca Till Behnke opowiada „Przekrojowi", jak wykorzystywać nowe technologie do zbierania środków na cele społeczne.

Publikacja: 26.05.2013 19:00

Dlaczego tradycyjne formy filantropii warto zastąpić zbiórką w Internecie?

Till Behnke:

Ponieważ ważne jest zaufanie. Na stronie

betterplace.org

zarejestrowano już 10 tys. projektów społecznych. Za jej pośrednictwem szukamy drobnych sum pieniężnych i wolontariuszy. Wszystkie informacje są dostępne online. Chcemy w ten sposób powiedzieć ludziom, że mogą komuś pomóc kilkoma kliknięciami, a dzięki transparentności, którą daje Internet, sprawdzać, gdzie trafią ich pieniądze. Takie podejście spełnia oczekiwania szczególnie młodych ludzi, którzy nie chcą płacić dużym organizacjom i wolą mieć wpływ na to, co stanie się z ich darowizną.

www.betterplace.org

Skąd wziął się pomysł na betterplace.org?

Po szkole wyjechałem do Republiki Południowej Afryki. Grałem tam w drużynie rugby. Uniwersytet w Kapsztadzie przyznał mi stypendium, ale nie miałem zbyt dużo czasu na naukę, ponieważ zaangażowałem się w działalność społeczną. Po powrocie do Niemiec chciałem ofiarować część tego, co zarabiałem, kolegom z mojej afrykańskiej organizacji. Okazało się jednak, że np. ze 100 euro, które wysłałem, dotarło do nich tylko 60, a resztę pochłonęły opłaty. To był pierwszy impuls, który doprowadził do powstania betterplace.org. Drugim była treść mejla od znajomych – napisali o sezonie rugby, pogodzie, ale nie było w nim słowa o tym, co zrobili z moimi pieniędzmi. To wtedy zacząłem tworzyć stronę, na której zamieszczane byłyby informacje związane z przepływami gotówki, widoczne dla wszystkich zainteresowanych pomocą dla potrzebujących. Na ostateczny kształt betterplace.org miała jednak wpływ grupa 10 osób. Wspólnie zainicjowaliśmy rozmowy z firmami obsługującymi karty kredytowe i banki. Przekonaliśmy ich, żeby nie pobierali opłat za transakcje. Później dogadaliśmy się też z eBay i Paypal. To oni zasugerowali nam, żeby w podobny sposób obsługiwać nie jeden, ale tysiące innych projektów, które wspierałyby setki tysięcy potrzebujących. Obecnie nasza firma zatrudnia 40 osób z różnych stron świata. Cały czas otrzymujemy zgłoszenia od pracowników dużych korporacji, którzy chcieliby się do nas przenieść i móc się identyfikować z miejscem pracy.

Działacie w 140 krajach. Długo czekaliście na sukces?

Do dziś jesteśmy pod wrażeniem, że to tak szybko rośnie. Każdego tygodnia rejestrujemy na stronie około 100 nowych projektów. Współpracują z nami głównie małe organizacje, ale jest też UNICEF i Czerwony Krzyż. Rocznie wspieramy projekty o wartości 5 mln euro. Warto pamiętać, że to środki z crowdfundingu, czyli na całą sumę składa się mnóstwo drobnych datków.

Jak się reklamujecie?

Betterplace.org to organizacja non profit, dlatego nie dysponujemy specjalnym budżetem na reklamę. Wspierają nas po prostu firmy, z którymi współpracujemy, no i media. Po jednym z moich występów w telewizji otrzymaliśmy tak dużo nowych zgłoszeń, że zawiesił się system. Firmy, które włączają się w nasz projekt, wysyłają też newslettery do swoich klientów, przygotowują specjalne projekty dla pracowników – do każdej wpłaty dodają drugie tyle z własnego budżetu lub za wolontariat na rzecz naszych projektów przyznają dzień wolny. Poza tym jest o nas po prostu głośno. A ci, którym udało się dzięki nam zrealizować jakiś projekt, namawiają innych do współpracy z betterplace.org.

I dużym firmom współpraca z wami się opłaca?

Robią to w celach marketingowych, ale i społecznych. Wspierają nas oficjalnie, dlatego informacja o tym krąży w przestrzeni publicznej. Współpraca z nami jest również korzystna dla wewnętrznych relacji w samej firmie. Szczególnie młodzi ludzie oczekują przecież od życia czegoś więcej niż tylko pracy. Chcą robić coś pożytecznego.

A co wy macie z tej współpracy oprócz pieniędzy?

Wsparcie finansowe to nie wszystko. Firmy, z którymi współpracujemy, pomagają nam obcinać koszty związane z logistyką i z przeróżnymi opłatami. Chodzi przecież o to, żeby na dany cel szło 100 proc. środków. Zdarzają się też indywidualni użytkownicy naszej platformy, którzy do wpłaty na jakiś cel dodają napiwek, a my takie dodatkowe środki przeznaczamy np. na pokrycie kosztów bankowych.

Polacy są rozczarowani fundacjami, które miały zbierać pieniądze na szczytne cele, a potem przeznaczały je na prywatne potrzeby założycieli. Jak zachować tak reklamowaną przez ciebie transparentność wśród masy drobnych projektów?

Nie da się tego kontrolować odgórnie. Naszą rolą nie jest stawianie stempla na każdym zgłoszeniu i gwarantowanie, że dany projekt jest dobry. Tak robi państwo, a i tak nie jest w stanie wszystkiego dopilnować. My oddajemy użytkownikom do dyspozycji tylko infrastrukturę i narzędzia. Mamy dwie kategorie projektów. Jedna dotyczy sytuacji, w których wsparcia udzielają indywidualni darczyńcy wspierają np. znajomych, a druga jest firmowana przez instytucje finansowe, dające gwarancję bezpieczeństwa i kontrolę. Darczyńcy sami budują między sobą zaufanie. Dlatego naszą stronę nazywamy „the web of trust" – siecią zaufania. Dajemy równocześnie wolność wyboru. Każdy, kto korzysta z betterplace.org, musi sam wziąć odpowiedzialność za projekt, który wspiera. Opieramy się na dialogu i komunikacji i nie potrzebujemy do tego dokumentów i pieczątek. Tym bardziej że ponad 50 proc. naszych użytkowników wspiera projekty lokalne, czyli najczęściej miejsca, do których mogą się wybrać i sprawdzić, co się w nich dzieje. Naprawdę nie zdarzyło się nam, żeby ktoś uciekł z pieniędzmi wpłaconymi na jego projekt.

A który projekt odniósł największy sukces?

Najwięcej pieniędzy zbierają zawsze ofiary katastrof – takich jak trzęsienie ziemi w Japonii. Kiedy wydarzyła się tragedia na Haiti, ludzie znajdowali naszą stronę przez wyszukiwarkę i w ciągu jednego tygodnia na nasze konto wpłynęły wpłaty o wartości 1 mln euro. Ale jednym z najciekawszych projektów był „Skatestan", prowadzony przez międzynarodową organizację w Kabulu, która uczyła kobiety jazdy na deskorolce. Brzmi to może trochę dziwacznie, ale ten projekt miał sens, bo kreował nową generację afgańskich kobiet, takich, które wychodzą z domów i uprawiają sport. Przy okazji powstał też specjalny park do jazdy na deskorolce, a obok niego szkoła.

Czy masz plany związane z naszym krajem?

Pracuję obecnie nad podobnym do betterplace.org projektem w Norwegii. Być może Polska będzie następna, ale chciałbym przygotować polską wersję językową serwisu, zgodną z obowiązującym u was prawem, obracającą złotówkami, a nie euro. To wymaga czasu. Na razie szukam organizacji, która mogłaby zarządzać takim serwisem. Zresztą kilka lat temu pracowałem już w Polsce, zanim jeszcze wymyśliłem betterplace.org.

Till Behnke

Twórca platformy internetowej betterplace.org, dzięki której 300 tys. darczyńców wsparło 5000 projektów w 147 krajach. W Warszawie, na zaproszenie organizacji Ashoka, prowadził ostatnio warsztaty na temat wykorzystania nowych technologii do zbierania funduszy na cele społeczne.

Społeczeństwo
„Niepokojąca” tajemnica. Ani gubernator, ani FBI nie wiedzą, kto steruje dronami nad New Jersey
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Właściciele najstarszej oprocentowanej obligacji świata odebrali odsetki. „Jeśli masz jedną na strychu, to nadal wypłacamy”
Społeczeństwo
Gwałtownie rośnie liczba przypadków choroby, która zabija dzieci w Afryce
Społeczeństwo
Sondaż: Którym zagranicznym politykom ufają Ukraińcy? Zmiana na prowadzeniu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Antypolska nagonka w Rosji. Wypraszają konsulat, teraz niszczą cmentarze żołnierzy AK