– Polacy zesłani z Kresów Wschodnich nie mają żadnych możliwości. Jeżeli Polska się o nich nie upomni, to oni zginą w tych stepach – żaliła się we wtorkowej „Rz" Walentyna Kamińska. W 1995 roku przyjechała do Polski z Kazachstanu i otwarcie mówi o trudach powrotu do ojczyzny. Takim osobom miała pomóc złożona w 2010 roku w Sejmie ustawa repatriacyjna.
Jak pisaliśmy we wtorek w „Rz", choć formalnie prace w Sejmie nad projektem trwają od czterech lat, przeszedł on tylko pierwsze czytanie. ?W podobnym tempie toczą się prace nad siedmioma innymi projektami obywatelskimi, złożonymi w poprzedniej kadencji Sejmu. Podpisało je w sumie 1,8 mln osób. Jeśli prace nie przyspieszą, ze względu na zasadę dyskontynuacji projekty trafią do kosza.
Testament ojca
Zbiórce podpisów pod ustawą repatriacyjną towarzyszył duży rozgłos, bo wspierała ją kampania telewizyjna. Projekt przedstawiano jako realizację testamentu zmarłego w katastrofie smoleńskiej Macieja Płażyńskiego, byłego marszałka Sejmu i ojca Jakuba Płażyńskiego, zaangażowanego w zbiórkę.
Pod projektem podpisało się 215 tys. osób, jednak wrażenie robią też liczby podpisów pod innymi projektami latami tkwiącymi w Sejmie. Przykładowo pod złożonym w 2011 roku projektem przywracającym obowiązek szkolny w wieku siedmiu lat podpisało się 330 tys. osób. Pod firmowaną przez NSZZ „Solidarność" propozycją podniesienia minimalnego wynagrodzenia za pracę – 300 tys.
Poseł PSL Stanisław Żelichowski, szef Komisji Ochrony Środowiska, w której tkwi kilka projektów obywatelskich, twierdzi, że Sejm „głosu obywateli nie lekceważy". Jednak spośród ośmiu projektów zagrożonych „uśmierceniem" tylko jeden przeszedł drugie czytanie. Nad niektórymi, przykładowo projektem przewidującym większą ochronę zwierząt, prace w zasadzie nie toczą się już od ponad dwóch lat.