Miało być pięknie. Gdy kilka miesięcy temu gabinet Donalda Tuska zapowiadał uruchomienie programu dla wielodzietnych, mówiono o tym, jakie to dobrodziejstwo spłynie na rodziny wychowujące minimum trójkę dzieci. Resort pracy stopniowo budował napięcie. Obiecywano atrakcyjne zniżki na przejazdy kolejami, rabaty na wejścia do muzeów, kin i teatrów. Opóźnienia we wprowadzeniu karty tłumaczono zaś żmudnymi negocjacjami z poszczególnymi resortami i instytucjami w sprawie wysokości zniżek.
Wreszcie ruszyło. I rozczarowanie...
Na początek transport publiczny. Sławomir Nowak, były minister transportu, długo się bronił przed tym, by podległe mu spółki kolejowe PKP InterCity i PKP Przewozy Regionalne jakiekolwiek zniżki dały. Jednak się ugiął. Co dostali wielodzietni? Ulgę 25 proc. na zakup biletów w InterCity, ale pod warunkiem, że w podróż wybiorą się minimum trzy osoby uprawnione do ulgi. Kalkulacja kosztów wyprawy z Warszawy do Zakopanego pokazuje, że mimo ulgi i tak bardziej opłaca się pojechać samochodem. Nie tylko ze względu na niższe koszty paliwa, ale i czas.
Dalej: PKP Przewozy Regionalne oferują aż 35 zł rabatu na zakup rocznej karty zniżkowej, która pozwala na zakup tańszych biletów. Normalnie karta kosztuje 175 zł, a dla wielodzietnych 140 zł. Dzięki niej można o ?15 proc. taniej kupić bilet miesięczny.
Policzmy. Za bilet miesięczny dla dojeżdżającego do szkoły dziecka płacę teraz (po zastosowaniu ulgi ustawowej) 80 zł. Rok szkolny trwa dziesięć miesięcy – czyli rocznie bilet kosztuje 800 zł. Będąc posiadaczem karty, za bilety zapłacę 680 zł, ale po doliczeniu 140 zł (wydałem je na zakup karty zniżkowej) ich koszt wyniesie 820 zł. Dopłacam do interesu 20 zł.